poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Corporate Social Responsibility w windykacji.


Znalazłem sobie w internecie artykuł z zeszłego roku  o CSR w firmach windykacyjnych ( http://www.kancelaria-windykacyjna.pl/csr-w-polskich-firmach-windykacyjnych/  - dla ciekawych) i zacząłem się zastanawiać czy przez rok cokolwiek się zmieniło. Jak czytam sobie posty na blogach windykatorów, niektórych prawników czy fora na stronach poświęconych windykacji lub finansom to budzi się we mnie podejrzenie że jakoś ta społeczna odpowiedzialność w windykacji nie jest w dobrym stanie. 
Skąd taka konkluzja? Ano stąd że w życiu nic nie jest tak piękne jak ideały i tak mało podobne do rzeczywistości jak one. Kodeks Dobrych Praktyk jedno a praktyka życia codziennego drugie. Co prawda do rzadkości należą praktyki jakie opisałem kiedyś, ale nadal słyszę o nękaniu dłużników na różne sposoby, zastraszaniu ich czy też spotykam się z praktykami jakie stosowała wobec mojego własnego ojca pewna firma powiedzmy X. Otóż dzwonili do mnie (pomimo, że nie miałem ze sprawą nic wspólnego) średnio co 12 godzin, wysyłali pisma i straszyli, że pozwą mnie  do sądu z powodu zaległości na rachunku mojego staruszka w wysokości 12 PLN słownie dwunastu złotych polskich. Zabawne? Dla mnie i owszem. Mogłem do woli wyżywać się na Bogu ducha winnych dzwoniących (raz nawet pan przedstawił się jako adwokat) wyzywając ich od nieuków, zaplutych karłów reakcji oraz reakcjonistycznych bękartów. Pochlebiam sobie, że połowy epitetów i tak pewnie nie zrozumieli.  Podobno nagrywali wszystkie te konwersacje więc mam nadzieję, że obecnie mają materiał do odsłuchu pierwszorzędny. Może czasem tylko przerywałem moje monologi parskaniem w słuchawkę ze śmiechu na sam pomysł skierowania do sądu tak wysokiej wierzytelności, której w dodatku nikt nie potrafił udowodnić ani potwierdzić żadnymi dokumentami ani fakturami a w dodatku przedawnionej już wieki temu. Nie licząc całego poematu na temat naruszania moich dóbr osobistych, prób zastraszania mnie wizytami bliżej nieokreślonych osobników w moim miejscu zamieszkania (groźba karalna!)  oraz przekroczenia wszelkich możliwych przepisów dotyczących ochrony danych osobistych dłużnika poprzez ujawnianie ich osobie trzeciej (znaczy mnie! ).
No tak ja miałem ubaw po same uszy. Ale ostatecznie doświadczenie w pracy w windykacji oraz pewna doza wykształcenia prawniczego jakie swego czasu odebrałem pozwala mi do tego typu spraw podchodzić z poczuciem humoru. Natomiast co robi powiedzmy biedna staruszka mająca 650 złotych emerytury kiedy dzwoni taki pan "adwokat" w imieniu jakiejś tam korporacji, bo kiedyś nie dopłaciła 12 złotych ? Ano płacze. Rozpacza. Boi się sądu, prokuratury, komornika i tych osobników jacy mogą ją nachodzić bezkarnie w jej domu. Przez całe życie nie ukradła ani grosza a teraz traktuje się ją jak przestępcę i wmawia, że trafi za kratki. Paranoja? Nie. Przez kilka dobrych lat obierałem telefony od takich właśnie "babć" czy "dziadków" i przyznaję że jako pracownik banku robiłem wszystko żeby im pomóc.   Nie tylko dlatego że mam dobre serce. Ale przede wszystkim dlatego że wizerunek firmy dla której pracowałem był dla mnie ważny.  Co polecam i innym pracującym w "branży".  Można tego unikać. A prowizja od tych 10 czy 12 złotych z pewnością nie stanie się wielkim ubytkiem w dochodach.  Nie, nie nawołuję do darowywania długów wszelkiej maści cwaniaczkom, ale czasem odrobina empatii nie zaszkodzi. Live and let live!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz