Błogosławionych Świąt Wielkiej Nocy, radości jaka płynie z tych świąt, pewności, spokoju a przede wszystkim Nadziei na nadchodzące miesiące, Wiary przenoszącej góry i Miłości, której zazwyczaj nam brakuje, życzę Wszystkim Moim Czytelnikom, Przyjaciołom, Znajomym i Nieznajomym.
Z cyklu dyskusji dotyczącej wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą, przyznaję bez dwóch zdań że bardziej radosna i bardziej pełna ciepła zawsze dla mnie będzie Wielkanoc. Wcale nie z powodu wiosennego ciepła, którego w tym roku nie ma wcale. Wiem, że ciężko w to uwierzyć i przyjąć mój punkt widzenia. No, bo jak nie cieszyć się z narodzenia małego i pulchniutkiego Jezuska, takiego bezbronnego na sianku i ogólnie rozczulające jest to wszystko - łącznie z całym blichtrem komercyjnym - wyprzedaże, prezenty, choinka, ozdoby. A Wielkanoc? Ukrzyżowanie, więzienie, post, czuwania, wielogodzinne nabożeństwa ciągnące się niemiłosiernie, babcie klepiące swoje zdrowaśki w ciemnym kościele i tylko jajka i Jowisz jeden wie skąd przybiegły królik, którego pełno wszędzie, łażący z koszykiem pełnym, znowu!, jajek. Ogólnie jedynie obżarstwo, opilstwo i cholesterol się podnosi. A jednak. gdyby tak spojrzeć na wszystko z innej strony? Pomińmy więc gorączkę przygotowań ( to tylko 2 dni - a szykowania, sprzątania i innych takich dwa tygodnie!!!) , zakupy - bo przecież trzeba zapasów narobić dla kompanii wojska na tydzień w razie odwiedzin, krewnych, pociotków czy znajomych, bolące kolana i kręgosłupy. Zostanie nam Triduum Paschalne - trzy dni w których rozgrywa się cała opowieść. I nie ma dwóch zdań - to najbardziej pełne mistycyzmu, miłości do człowieka i budzące nadzieję dni. Od czwartkowej mszy wieczornej aż do Rezurekcji. Trzy dni, które wstrząsnęły światem. W historii bywali bogowie, którzy dla swoich wyznawców poświęcali się, by ci z kolei mogli ich czcić za to że zwrócili blask słonecznych promieni, pokonali złych bogów i zesłali ich do podziemi, zwyciężyli potwory i tak dalej. Było nawet kilku, którzy zmartwychwstali, że wspomnę Ozyrysa, Zaratustrę, Attisa. Żaden chyba jednak nie rozwiązał problemu zmartwychwstania na skalę tak masową i w sposób tak kompleksowy jak Jezus z Nazaretu. Nigdy wcześniej jeszcze żaden z nich, parafrazując Pawła z Tarsu, istniejąc w postaci boskiej nie skorzystał ze sposobności aby być wyłącznie Bogiem, ale uniżył samego siebie przyjąwszy postać człowieka - znosząc wszelkie tej postaci przypadłości. Łącznie z cierpieniem, śmiercią, opuszczeniem i rozpaczą. No i czy nie jest to weselsze niż stajenka i małe bobaski? Mamy szansę być nieśmiertelnymi! Śmierć nie ma nad nami władzy. A wszystko to przez jedną noc ponad dwa tysiące lat temu. Dla mnie nie do pobicia.
Nie jest to mój ulubiony kawałek z tej rock opery... ale pasuje na zakończenie.
Zresztą dla ciekawych polecam całość. Kilka niesamowitych kawałków jak np. I don't know how to love him w wykonaniu Yvonne Elliman. No i trochę inne podejście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz