Znajomi pukają się po głowach, a ja kupiłem sobie kolejnego rumaka ze stajni Renault. Tym razem moją własnością został Scenic II 1.9 dci 120 KM. Z powodu braku czasu wziąłem więc na giełdzie, właściwie co popadło, zwracając uwagę tylko na rzeczy oczywiste w rodzaju wycieki, brak mocy, brak hamulców. Coś tam z turbo mu dolegało, ale uznałem że da radę.
Z nostalgią patrząc na wrak mojej Lagi, pakowałem walizy do bagażnika "Sernika", jak z miejsca ochrzciła to to, moja młodsza pociecha. No i jazda. Do Radzynia było ok, nawet nieźle, super, klimatyzacja, przyspieszenie itp. Kilka kilometrów dalej "Sernik" postawił za nami zasłonę dymną. Nie wiedziałem że na wyposażeniu mają takie bajery. Po 5 kilometrach sytuacja wróciła do normy. Mój puls również... no przynajmniej zbliżył się do granic normy. Na szczęście zadyma ustała, jedynie od czasu do czasu pojawiał się lekki obłoczek dymu.
Za to oleju w silniku ubywało w tempie zastraszającym, bo spadała odma i cały olej zamiast wracać do miski, leciał na silnik a przy okazji w kabinę wsysało spaliny, co po kilkunastu kilometrach dawało efekt komory gazowej. Na szczęście wziąłem ze sobą 2 litry Castrola na wszelki wypadek. Masek przeciwgazowych niestety nie.
Dodatkową atrakcją okazał się cieknący do kabiny skraplacz klimatyzacji, pompujący jakieś 2 - 3 litry cieczy na 100 km, prosto na nogi pasażera i kierowcy. Dobrze, że lato to przynajmniej w sandałach szybko nogi schną. Do domu wrócił na kołach.
Po powrocie zabrałem się więc za naprawy. Ostatecznie to jakieś wyzwanie! Mariusz jest świetnym mechanikiem a ja wykształcę się w googlach i przy asystowaniu w kanale. A więc najpierw bierzemy się za diagnostykę. Wtryski okazały się ok. Przyrząd pomiarowy zrobiony z kilku strzykawek i wężyków zdał egzamin. No, to ciśnienie w cylindrach. Cholera! Akurat w tym zestawie nie ma końcówki do tego silnika. Tydzień czekania i setka kierowców, którzy zatrzymywali mnie i krzyczeli, że mi się samochód pali. Ciśnienie w każdym garze po 21 kG/cm2. Nigdzie nie podali niestety prawidłowego. Ogólnie mamy to gdzieś i rozbieramy turbinę. Ostatecznie gwizd, szaro-biały dym na wolnych obrotach i wcinanie oleju to typowe objawy uszkodzonego turbo.
Nic nie jest jednak tak proste - żeby wyjąć turbosprężarkę w tym samochodzie należy -
1. Zdjąć plastiki na podszybiu.
2. Zdjąć wycieraczki
3. Odkręcić blachy podszybia, przy okazji przeczyściłem kanały odprowadzające wodę z podszybia (szt.2).
4. Wyjąć akumulator, mocowanie akumulatora, odmę, rurę intercoolera, rury dolotowe powietrza.
5. Odkręcić EGR i prowadzące do niego rury, rureczki i kable.
6. Wyjąć kolektor ssący (jak chcesz wyjąć turbo od góry - od dołu raczej marne szanse)
7. Odkręcić z dołu katalizator ( i tak nie wyjdzie bez cofania całego wydechu do tyłu) a z góry kolektor dolotowy.
8. Wyjąć turbo przy akompaniamencie przekleństw i złorzeczeń na debilnych projektantów.
Po wyjęciu okazało się, że istotnie turbina dożyła już swoich sił i ledwo trzymała się kupy - co powodowało śmieszne gwizdy pod maską, ubytek oleju oraz funkcję zapory dymnej.
Żeby założyć nową turbinę i jej nie załatwić od razu, trzeba cały układ umyć i wyczyścić a więc dodatkowo:
9. Wyjąć plastiki mocujące atrapę.
10. Atrapę razem ze zderzakiem.
11. Belkę przednią.
12. Plastiki mocujące intercooler.
13. Reflektory.
14. Intercooler.
- zeszło 1 dzień razem z moczeniem w żrących płynach i myciem.
Składamy z "nową" turbiną. Ale mamy pewien kłopot. Do zestawu uszczelek turbosprężarki dołączono tylko te bezpośrednio zamieszane w turbo. Zgredy nie dodali tej od EGR, bo po co? Zakładamy starą. Po odpaleniu silnika wszystko gra. Po 2 kilometrach już nie. Wizg spod maski, spaliny, spadek mocy. Zostawiam samochodzik w krzakach pod garażem i kolejny dzień stracony.
Na szczęście to tylko ta stara uszczelka pod EGR. Po prostu ją wydmuchało. Niestety kupić w sklepie się nie da - tylko w komplecie z uszczelkami do całego silnika (jakieś 300 złotych), na allegro zamawiam za 6 dwie na wszelki wypadek. Czyszczę kanał odprowadzania klimy w kabinie i kolejny dzień do tyłu. Uszczelki przyjdą w piątek. Makabra. Mimo wszystko nadal lubię Renówki. Chociaż to uczucie nieodwzajemnione i trudne. I przyprawiające mnie o depresję.
Z nostalgią patrząc na wrak mojej Lagi, pakowałem walizy do bagażnika "Sernika", jak z miejsca ochrzciła to to, moja młodsza pociecha. No i jazda. Do Radzynia było ok, nawet nieźle, super, klimatyzacja, przyspieszenie itp. Kilka kilometrów dalej "Sernik" postawił za nami zasłonę dymną. Nie wiedziałem że na wyposażeniu mają takie bajery. Po 5 kilometrach sytuacja wróciła do normy. Mój puls również... no przynajmniej zbliżył się do granic normy. Na szczęście zadyma ustała, jedynie od czasu do czasu pojawiał się lekki obłoczek dymu.
Za to oleju w silniku ubywało w tempie zastraszającym, bo spadała odma i cały olej zamiast wracać do miski, leciał na silnik a przy okazji w kabinę wsysało spaliny, co po kilkunastu kilometrach dawało efekt komory gazowej. Na szczęście wziąłem ze sobą 2 litry Castrola na wszelki wypadek. Masek przeciwgazowych niestety nie.
Dodatkową atrakcją okazał się cieknący do kabiny skraplacz klimatyzacji, pompujący jakieś 2 - 3 litry cieczy na 100 km, prosto na nogi pasażera i kierowcy. Dobrze, że lato to przynajmniej w sandałach szybko nogi schną. Do domu wrócił na kołach.
Po powrocie zabrałem się więc za naprawy. Ostatecznie to jakieś wyzwanie! Mariusz jest świetnym mechanikiem a ja wykształcę się w googlach i przy asystowaniu w kanale. A więc najpierw bierzemy się za diagnostykę. Wtryski okazały się ok. Przyrząd pomiarowy zrobiony z kilku strzykawek i wężyków zdał egzamin. No, to ciśnienie w cylindrach. Cholera! Akurat w tym zestawie nie ma końcówki do tego silnika. Tydzień czekania i setka kierowców, którzy zatrzymywali mnie i krzyczeli, że mi się samochód pali. Ciśnienie w każdym garze po 21 kG/cm2. Nigdzie nie podali niestety prawidłowego. Ogólnie mamy to gdzieś i rozbieramy turbinę. Ostatecznie gwizd, szaro-biały dym na wolnych obrotach i wcinanie oleju to typowe objawy uszkodzonego turbo.
Nic nie jest jednak tak proste - żeby wyjąć turbosprężarkę w tym samochodzie należy -
1. Zdjąć plastiki na podszybiu.
2. Zdjąć wycieraczki
3. Odkręcić blachy podszybia, przy okazji przeczyściłem kanały odprowadzające wodę z podszybia (szt.2).
4. Wyjąć akumulator, mocowanie akumulatora, odmę, rurę intercoolera, rury dolotowe powietrza.
5. Odkręcić EGR i prowadzące do niego rury, rureczki i kable.
6. Wyjąć kolektor ssący (jak chcesz wyjąć turbo od góry - od dołu raczej marne szanse)
7. Odkręcić z dołu katalizator ( i tak nie wyjdzie bez cofania całego wydechu do tyłu) a z góry kolektor dolotowy.
8. Wyjąć turbo przy akompaniamencie przekleństw i złorzeczeń na debilnych projektantów.
Po wyjęciu okazało się, że istotnie turbina dożyła już swoich sił i ledwo trzymała się kupy - co powodowało śmieszne gwizdy pod maską, ubytek oleju oraz funkcję zapory dymnej.
Żeby założyć nową turbinę i jej nie załatwić od razu, trzeba cały układ umyć i wyczyścić a więc dodatkowo:
9. Wyjąć plastiki mocujące atrapę.
10. Atrapę razem ze zderzakiem.
11. Belkę przednią.
12. Plastiki mocujące intercooler.
13. Reflektory.
14. Intercooler.
- zeszło 1 dzień razem z moczeniem w żrących płynach i myciem.
Składamy z "nową" turbiną. Ale mamy pewien kłopot. Do zestawu uszczelek turbosprężarki dołączono tylko te bezpośrednio zamieszane w turbo. Zgredy nie dodali tej od EGR, bo po co? Zakładamy starą. Po odpaleniu silnika wszystko gra. Po 2 kilometrach już nie. Wizg spod maski, spaliny, spadek mocy. Zostawiam samochodzik w krzakach pod garażem i kolejny dzień stracony.
Na szczęście to tylko ta stara uszczelka pod EGR. Po prostu ją wydmuchało. Niestety kupić w sklepie się nie da - tylko w komplecie z uszczelkami do całego silnika (jakieś 300 złotych), na allegro zamawiam za 6 dwie na wszelki wypadek. Czyszczę kanał odprowadzania klimy w kabinie i kolejny dzień do tyłu. Uszczelki przyjdą w piątek. Makabra. Mimo wszystko nadal lubię Renówki. Chociaż to uczucie nieodwzajemnione i trudne. I przyprawiające mnie o depresję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz