Czasem jakiś temat łazi po głowie i ciężko się z nim rozstać. Jest jak taki niechciany psiak, który się przypęta i łazi za nogawką, mimo że parę razy zarobił już kopniaka. No i sprowokowany wczorajszymi wynurzeniami, znowu oddaję się w rozmyślaniom o kościele. Nic dziwnego, jak spojrzeć na łamy prasy czy portali internetowych to mamy tam więcej kościoła niż w całym roczniku L'Osservatore Romano.
Nic dziwnego - sprawa finansów kościoła zawsze była drażliwym punktem, zarówno kurii jak i państwa. Skoro komuna tego nie zrobiła tym bardziej III Rzeczpospolita, według episkopatu nie ma prawa wyciągać ręki po własność kościelną, ani też kościelne fundusze. To nic, że właściwie chodzi tylko o przywrócenie sytuacji normalnej - to jest spowodowanie, aby pracownicy kościoła po prostu płacili sami za ubezpieczenie społeczne i zdrowotne - jak każdy normalny pracownik. No fakt ksiądz nie jest normalnym pracownikiem, ale biorąc pod uwagę za i przeciw w państwie katolickim, takim jak nasze jeśli 0,3% podatku oddałoby na potrzeby kościoła 90% społeczeństwa, to byłaby to suma przekraczająca znacznie dotychczasowe dochody. A może się mylę ? Z tym, jeśli parafianin płaciłby stałą opłatę na kościół, rację bytu straciłyby ofiary co łaska, składane przy różnych okazjach, będące czasem rzeczywiście uzasadnioną i chętnie oddawaną prośbą o wsparcie, ale częściej haraczem wymuszanym przy okazji czynów, które i tak należą do obowiązków kapłana. Ba! Nawet do obowiązków chrześcijanina, takich jak pogrzebanie zmarłego, ochrzczenie dziecka czy namaszczenie chorego. Samowola w interpretacji zarówno kodeksu kanonicznego jak i obowiązków wiary wynikających z samego Pisma, doprowadzają coraz częściej do tego, że traktujemy kościół jak instytucję i to raczej jedną z tych niemiłych. Dlatego przyznaję, że nieco rozczarowała mnie kategoryczna odpowiedź abp Kowalczyka, że nie ma zgody na likwidację Funduszu Kościelnego. A może zamiast stawiać ultimatum, lepiej po prostu porozmawiać i dojść do kompromisu? Bardziej to chrześcijańskie. Ale właściwie nie o tym chciałem mówić.Bardziej dzisiaj frapuje mnie jednak postać znanego księdza -Tadeusza Isakowicz-Zaleskiego, cóż to za barwna osobowość - kapłan, który prawie bohatersko ujawnił IPN-owskie materiały łącznie z listą agentów w kościele, którzy nadal są kapłanami, a nawet wyżej, bo w biskupy poszli. Teraz z kolei przedstawia nam swoją nową książkę - czy właściwie wywiad nieco dłuższy pt. "Chodzi mi tylko o prawdę". Jest to próba obnażenia homoseksualnej większości, czy może lepiej powiedzieć kliki, która zdobyła i dzierży władzę w kościele. Od parafii po Kurię Rzymską, jak zrozumiałem z wypowiedzi cytowanych na łamach różnych mediów. Czy tak jest w rzeczywistości? Nie wiem, nie jestem duchownym, stykałem się z wieloma księżmi i zakonnikami, mój najlepszy przyjaciel z czasów liceum został nawet jakimś tam ojcem dyrektorem w jakimś zakonie i chyba żaden nie był krypto-homoseksualistą, chociaż może po prostu byłem i jestem bardzo brzydkim chłopcem, stąd brak zainteresowania moją osobą. Ksiądz Tadeusz jako duchowny, wie na pewno lepiej ilu księży, biskupów czy kardynałów, reprezentuje ukrytą lub jawną opcję homo. Zastanawia mnie co innego. Z ciekawości zajrzałem na bloga prowadzonego przez księdza Tadeusza chcąc dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Doczytać. Poznać. Zrozumieć. Przyznaję, że pobieżnie przejrzałem kilka postów, artykuły - ot tak pobieżnie po tytułach i odrobinę tekstu - nawet dział "o mnie", którego osobiście sam nie wypełniam i nie lubię wypełniać, bo sam siebie oceniać nie chcę, będąc zbyt surowym lub zbyt pobłażliwym dla swoich ułomności. Znalazłem tam reklamy wydanych książek, w tym wierszy (proszę o wybaczenie że nie czytałem, ale i chyba nie jestem krytykiem poezji), zapowiedzi wywiadów, artykuły dotykające polityki, tematyki wolnościowej, historycznej, zaproszenia na wywiady i promocje nowej książki - i przez pięć czy sześć stron nawet jednej wzmianki o Szefie księdza Tadeusza. Samego księdza było pełno, jego twórczości, osoby i osobowości, wiedzy i stylu. Za to nic o Tym, który go zatrudnia i nie mam tu na myśli biskupa, rektora, dziekana ani nawet papieża. Blog ma tytuł "Rozmyślania w Blogu". I są to rozmyślania polityczne, cięte repliki adwersarzom, opisy i komentarze zdarzeń zarówno historycznych jak i teraźniejszych. Sam nie wiem o czym to świadczy. Kiedyś po wysłuchaniu wywiadu z księdzem Tadeuszem pamiętam, że zrobił na mnie wrażenie człowieka przekonanego do swojego czynu, pragnącego walczyć o prawdę i tą prawdę znającego. Teraz sam nie wiem co myśleć. Z tekstów które czytam wyłania się człowiek i tylko człowiek, ze swoim przekonaniem o swojej wartości, wiedzą, politycznym i przyznaję nawet literackim wyrobieniem. Ale nie kapłan, nie sługa boży, nie ten który powinien dawać świadectwo całym sobą. Przyznaję, że ze smutkiem a nawet pewnym niepokojem patrzę na hierarchię polskiego kościoła, a także na takich właśnie kapłanów. Ostatecznie powinni oni kierować się zasadą Non mihi sed Nomini Tuo da gloriam! Dlatego chyba ci, którzy tylko o chwałę własną dbają tym większym są dla nas zgorszeniem. Powtórzę więc do siebie i do nich penitentiam agite appropinquabit enim regnum coelorum!
Przysięgam, że następnego posta napiszę o czymś innym. No ale blogowy ekshibicjonizm polega według mnie na wylewaniu tu myśli jakie mnie męczą. Dlatego sadystycznie zamęczam nimi przypadkowego Czytelnika. Zresztą wypada mi teraz podziękować Czytelnikom. Nie spodziewałem się, że po dwóch miesiącach, aż tyle odwiedzin będzie na tej stronce. Właściwie spodziewałem się, że nie będzie żadnych - no może kilku znajomych zajrzy, żeby zobaczyć czy nie postradałem do reszty rozumu. Dziękuję, chociaż to bardzo wielka odpowiedzialność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz