Tak długo mieszkam w moim mieście, że przywykłem trochę do pewnych rzeczy jakie spotykane są z reguły w Polsce B. Na przykład kilkanaście lat temu po ulicach biegały sobie szczurki, nie laboratoryjne wcale, które mogły uciec z Uniwersytetu Przyrodniczego, gdzie dokonywano na nich nieludzkich eksperymentów. A to znowu sarna wbiegła nam pomiędzy bloki w poszukiwaniu wrażeń. Teraz jednak zastanawiająco dużo zwierząt raczej nie kojarzonych z blokowiskami pojawia się na naszych osiedlach. I to nawet nie na moim, które przez bliskość lasów i łąk było zawsze narażone na bliższy kontakt z "dziką" przyrodą.
Ot kilka dni temu koło mojego biurowca, zauważyłem lisa spokojnie i z godnością kroczącego po parkingu w było nie było samym centrum miasta. Do tego w dodatku nie miał zamiaru przestraszyć się łażących wokoło ludzi ani samochodów. Nie reagował też wcale na takie drobnostki jak wskazywanie go palcami, czy głośne piski przerażonych nieco dam. Zresztą od kilku lat zauważam że liski stają się stałym elementem krajobrazu Lublina. A to biegając wieczorami po uczęszczanych arteriach, a to spacerując wokół śmietników na osiedlach. Podobnie patrząc na okolice mojego bloku zauważyłem że ostatnio pojawiły się nad rzeką bobry. Szczerze mówiąc poza bagnami Biebrzy nie widziałem do tej pory na dziko bobra a tu nagle okazuje się że zostaliśmy sąsiadami. Pewnie jest to efekt akcji "ekologów" tak bardzo dbających o zwierzęta że zapominających o tym że chroniąc jedne gatunki narażamy inne bo natura jakoś sama mniej więcej dąży do równowagi i wystarczy jej nie przeszkadzać a pomaganie czasami może mieć skutek odwrotny.
O ile jednak bóbr zagraża jedynie Bystrzycy, to lis jak najbardziej jest groźny dla ludzi i tak chętnie hodowanych w blokach przez wszystkich piesków, kotków, świnek morskich i króliczków. Szczególnie jeśli będzie nosicielem wścieklizny. Zdaje się bowiem, że w okolicznych lasach lisy nie mają większej konkurencji ani naturalnych wrogów, za to otrzymują regularnie szczepionki i witaminki, które mają zapobiegać epidemii wścieklizny. Nie prowadzi się odstrzału zmniejszającego populację a ponieważ szlachta wyginęła prawie nikt już gonitw za lisem w pobliżu nie urządza o polowaniach na nie nie mówiąc. Za to liski znalazły sobie nowe źródła pokarmu w śmietnikach i przydomowych ogródkach i stają się coraz bardziej bezczelne. Nie boją się już ludzi ani samochodów. Kiedy wracałem z Bychawki od znajomych prawie najechałem na trzy lisy pożywiające się padliną rozjechaną przez kogoś wcześniej. I mimo trąbienia i długich świateł raczyły jedynie zmienić pas ruchu na którym się pożywiały, nie siląc się nawet na drwiące spojrzenie w stronę mojego pojazdu. O popłochu i ucieczce mowy nie było. Zastanawiam się jednak czy nasze władze miejskie nie ułatwiają trochę im życia. W cywilizowanych krajach i miastach ofiary przemocy drogowej w postaci padliny kotów, psów, jeży, chomików i co tam wpadnie pod koła są usuwane czy to na zgłoszenie obywateli czy po prostu przez patrolujące miasto śmieciarki. Tymczasem od tygodnia jeżdżąc do roboty mijam miejsce tragedii gdzie jakiś kotek dał się rozjechać na placek i obserwuję jedynie zmian stanu rozkładu zwłok ofiary. Zaznaczmy tu że nie jest to jakaś osiedlowa dróżka tylko jedna z głównych ulic miasta. Nic więc dziwnego że wieczorkiem lisy, niedługo pewnie borsuki i wilki zaczną grasować po mieście szukając tak smakowitych kąsków leżących sobie spokojnie i czekających na konsumpcję. Być może czeka nas więc czas kiedy z bloku trzeba będzie na spacer iść uzbrojonym w solidny kij lub nawet dubeltówkę. Jak mniemam jednak jest to celowe działanie urzędników chcących się przypodobać J.M. Prezydentowi RP Panu Hrabiemu Komorowskiemu herbu Korczak, który jak wiemy wszyscy jest zapalonym myśliwym. Może jemu odpowiada strzelanie z okien Pałacu Prezydenckiego do lisa, dzika czy żubra. Ja tam zwierza nie skrzywdzę, chyba że w samoobronie i nie mam ochoty na polowania na moim osiedlu. tak jak nie mam ochoty, żeby koledzy Brytyjczycy czy Francuzi twierdzili po powrocie z Euro, że pochodzę z kraju w którym po ulicach lisy i wilki biegają a niedźwiedzie łażą na dwóch łapach. A, że szlachcic na zagrodzie w naszym kraju jest podobno równy wojewodzie, tedy mówię takiej ekologii, która włazi mi do klatki schodowej i straszy dzieciaki, wyraźne i głośne veto!
Ot kilka dni temu koło mojego biurowca, zauważyłem lisa spokojnie i z godnością kroczącego po parkingu w było nie było samym centrum miasta. Do tego w dodatku nie miał zamiaru przestraszyć się łażących wokoło ludzi ani samochodów. Nie reagował też wcale na takie drobnostki jak wskazywanie go palcami, czy głośne piski przerażonych nieco dam. Zresztą od kilku lat zauważam że liski stają się stałym elementem krajobrazu Lublina. A to biegając wieczorami po uczęszczanych arteriach, a to spacerując wokół śmietników na osiedlach. Podobnie patrząc na okolice mojego bloku zauważyłem że ostatnio pojawiły się nad rzeką bobry. Szczerze mówiąc poza bagnami Biebrzy nie widziałem do tej pory na dziko bobra a tu nagle okazuje się że zostaliśmy sąsiadami. Pewnie jest to efekt akcji "ekologów" tak bardzo dbających o zwierzęta że zapominających o tym że chroniąc jedne gatunki narażamy inne bo natura jakoś sama mniej więcej dąży do równowagi i wystarczy jej nie przeszkadzać a pomaganie czasami może mieć skutek odwrotny.
O ile jednak bóbr zagraża jedynie Bystrzycy, to lis jak najbardziej jest groźny dla ludzi i tak chętnie hodowanych w blokach przez wszystkich piesków, kotków, świnek morskich i króliczków. Szczególnie jeśli będzie nosicielem wścieklizny. Zdaje się bowiem, że w okolicznych lasach lisy nie mają większej konkurencji ani naturalnych wrogów, za to otrzymują regularnie szczepionki i witaminki, które mają zapobiegać epidemii wścieklizny. Nie prowadzi się odstrzału zmniejszającego populację a ponieważ szlachta wyginęła prawie nikt już gonitw za lisem w pobliżu nie urządza o polowaniach na nie nie mówiąc. Za to liski znalazły sobie nowe źródła pokarmu w śmietnikach i przydomowych ogródkach i stają się coraz bardziej bezczelne. Nie boją się już ludzi ani samochodów. Kiedy wracałem z Bychawki od znajomych prawie najechałem na trzy lisy pożywiające się padliną rozjechaną przez kogoś wcześniej. I mimo trąbienia i długich świateł raczyły jedynie zmienić pas ruchu na którym się pożywiały, nie siląc się nawet na drwiące spojrzenie w stronę mojego pojazdu. O popłochu i ucieczce mowy nie było. Zastanawiam się jednak czy nasze władze miejskie nie ułatwiają trochę im życia. W cywilizowanych krajach i miastach ofiary przemocy drogowej w postaci padliny kotów, psów, jeży, chomików i co tam wpadnie pod koła są usuwane czy to na zgłoszenie obywateli czy po prostu przez patrolujące miasto śmieciarki. Tymczasem od tygodnia jeżdżąc do roboty mijam miejsce tragedii gdzie jakiś kotek dał się rozjechać na placek i obserwuję jedynie zmian stanu rozkładu zwłok ofiary. Zaznaczmy tu że nie jest to jakaś osiedlowa dróżka tylko jedna z głównych ulic miasta. Nic więc dziwnego że wieczorkiem lisy, niedługo pewnie borsuki i wilki zaczną grasować po mieście szukając tak smakowitych kąsków leżących sobie spokojnie i czekających na konsumpcję. Być może czeka nas więc czas kiedy z bloku trzeba będzie na spacer iść uzbrojonym w solidny kij lub nawet dubeltówkę. Jak mniemam jednak jest to celowe działanie urzędników chcących się przypodobać J.M. Prezydentowi RP Panu Hrabiemu Komorowskiemu herbu Korczak, który jak wiemy wszyscy jest zapalonym myśliwym. Może jemu odpowiada strzelanie z okien Pałacu Prezydenckiego do lisa, dzika czy żubra. Ja tam zwierza nie skrzywdzę, chyba że w samoobronie i nie mam ochoty na polowania na moim osiedlu. tak jak nie mam ochoty, żeby koledzy Brytyjczycy czy Francuzi twierdzili po powrocie z Euro, że pochodzę z kraju w którym po ulicach lisy i wilki biegają a niedźwiedzie łażą na dwóch łapach. A, że szlachcic na zagrodzie w naszym kraju jest podobno równy wojewodzie, tedy mówię takiej ekologii, która włazi mi do klatki schodowej i straszy dzieciaki, wyraźne i głośne veto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz