piątek, 25 maja 2012

Lady Pank - (wcale nie) Mniej niż zero!

Ostatnio miałem okazję obejrzeć sobie koncert zespołu, który w czasach mojego dzieciństwa był kompletnie na topie. Nawet kiedyś, jakieś 25 lat temu, byłem na ich koncercie - tak na żywo. Pamiętam drewnianą scenę, lekko garażowe brzmienie gitar, kurz unoszący się od setek skaczących w rytm przebojów ludzi. Było undergroundowo. Wyło się "Vademecum skauta" i "Małą Lady Pank" i wszystko wydawało się ogromnie rockowe - szczególnie tych pięciu chudych gości na scenie w nieco podartych spodniach i zakurzonych podkoszulkach. 
Tym razem było nieco inaczej. Sala koncertowa z prawdziwego zdarzenia. Scena iluminowana kolorowymi reflektorami, efekty wizualne, wygodne krzesełka na widowni. Ale przeboje niezmiennie te same. "Lady Pank" w zmienionym i odmłodzonym (co nie dziwota - czas płynie nieubłaganie!). Przyznaję, że nieźle się słucha  tych piosenek, które śpiewali kiedyś - "Mniej niż zero", Moje Kilimnadżaro", "Sztuka latania", "Kryzysowa narzeczona". I gdzieś tam pod nosem nawet sobie podśpiewywałem do wtóru, licząc na to, że nikt nie słyszy w ogólnym ryku nagłośnienia. Jeszcze raz potwierdza się teoria, że lubimy najbardziej te piosenki, które znamy. Mimo tego aseptycznego i nie pasującego do rockowego koncertu otoczenia, zespół dał całkiem porządny koncert, rzemieślniczo poprawny, może poza tym, że do pierwszych dwóch kawałków musieli się rozgrzać nieco. Ale im dalej, tym było lepiej - nawet udało się zagrzać co młodszych uczestników do stania pod sceną i oczywiście na "Zawsze tam gdzie ty" błysnęło kilkanaście zapalniczek w tłumie. Z każdą piosenką widać było, że jednak nadal ich bawi to co robią. Pomimo tego, że Borysewicz skrócił włoski nadal jego gitara brzmi całkiem nieźle, a "Panas" po kilku minutach odzyskuje swój punk-rockowy charakterystyczny głosik. No może tylko powinien popracować nad choreografią, brzuszek ma już dość pokaźny, jak nie przymierzając ja, więc niektóre figury taneczne powinien zarzucić, ewentualnie nieco zmodyfikować. Ogólnie jednak z nostalgią wspominałem kurz i brud tamtej starej sceny i całą tą cudowną zakazaną i podziemną otoczkę buntu przeciwko normom ustalonym przez rodziców i szkołę. Nie mówiąc o hmm... innych rzeczach jakie mi się przypominają w związku z tamtym koncertem.. :) Ale sza! Dzieci to mogą czytać.. i to w dodatku moje własne. Więc niech myślą sobie nadal, że ich staruszek zawsze był takim grubawym, szpakowatym i nieco nudnawym w swoim przestrzeganiu reguł urzędniczyną a najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobił w życiu było zaparkowanie samochodu na zakazie przez pięć minut. Może to i lepiej.. jakieś resztki autorytetu trzeba u nich mieć. 
Ale mimo wszystko po latach polecam  koncerty Lady Pank - szczególnie dla fanów lub niepoprawnych romantyków lubiących wspomnienia - a dla młodzieży - w celu zrozumienia pewnych tekstów i melodyjek jakie sobie tam wapniaki gwiżdżą pod nosem czasem lub kaleczą przy porannym goleniu. Ja wyszedłem zadowolony i z takim dziwnym uśmieszkiem na pysku. Tylko żałowałem, że miałem za słaby obiektyw na dobre foty.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz