Zygmunt Freud mówił, że "dzieci nie są zwyczajnie złośliwe, on są złe". Pozwalam sobie nie zgodzić się z dokrorem Freudem. Dzieci wcale nie są złe. Są czasami męczące i irytujące, ale w większości po prostu myślą zupełnie inaczej niż dorośli. Czasami nie jesteśmy w stanie nawet w przybliżeniu odnaleźć ścieżek którymi poruszają się dziecięce umysły. Stąd tak trudno dorosłym zachować w sobie tą ordobinę dziecięcej natury. A szkoda/
Ale dlaczego o tym?
Moja młodsza córka martwiąc się chyba rozkładem pożycia rodzinnego naszej rodziny objawiającego się w postaci siedzenia przed komputerem lub telewizorem, ewentualnie oddawania się urokom lektury, postanowiła zabawić nas grą w kalambury. Otóż latorośl miała przedstawiać nam zagadki z wybranej kategorii a reszta miała zgadywać. Oczywiście nie było mowy o rejteradzie ojca na parking (poza tym zimno i pada) ani nawet gadania, że nie spałem całą noc i ledwo siedzę. Mam się dobrze bawić i to na rozkaz a ogólnie to mogłem nawet nie ruszać sie z fotela. Przyzwyczajony do tego rodzaju traktowania przez moje "procesy poromne" - wredne i apodyktyczne po tatusiu oczywiście - usiadłem w fotelu i spodziewałem się najgorszego.
Tymczasem córka podała kategorię "ludzie" i ropoczęła pokaz ułatwiający odgadnięcie tajemniczego hasła:
Zrobiła klasyczną jaskółkę z wyciągniętą ku górze ręką, a potem pokazała, jak jakaś osoba kładzie coś sporego i dość ciężkiego na podłodze. Przyznaję, że w piątek wieczorem mózg mój nie nadaje się do myślenia, chociaż nadal działa jako tako. Jednak po kilkukrotnym powtórzeniu tej pantomimy (z małymi wariacjami na temat) poddałem się kompletnie.
"NO TATO! Przecież to proste".
"Taa... proste... no to kto to ma niby być? Lotnik? Hermes?" - bąknąłem nieco skwaszony, że nie zgadłem tak prostej zagadki.
"Nie - prezydent Komorowski!!". - oświadczyła przemądrzała smarkula stanowczo.
"A możesz wytłumaczyć, co ma jaskółka z prezydentem?" - moje zdumienie tym jakże oczywistym dla Małej rozwiązaniem było bezbrzeżne. No nijak o tym bym nie pomyślał !
"To NIE JEST żadna jaskółka" - rzekła powtarzając wygibas gimnastyczny - "to przecież JÓZEF PIŁSUDSKI na koniu i z szablą w ręku!!!"
"Dobra" - poddałem się całkowicie, ledwo powstrzymując spazmy śmiechu z takiego przedstawienia Marszałka. - "a co ma wspólnego Piłsudski na kasztance z Komorowskim - przecież Piłsudski był Naczelnikiem Państwa, nie prezydentem!!" - mój zapał bakałarza odezwał się przypadkiem, bo uczyć smarkaterię trzeba przy każdej okazji.
"Oj, tato nie bądż głupi! To drugie" - i tu mała Mądralińska powtórzyła pantomimę, o kimś niosącym skrzynkę kartofli i kładącym ją na podłodze - "to właśnie Komorowski składający wieniec pod pomnikiem Piłsudskiego!!!" Pokonany logiką tego rozumowania jako jedną odpowiedż wydałem z siebie kwik upiornego śmiechu. Chapeau bas! Tak wysokiego stopnia abstrakcji mój mózg nigdy już nie osiągnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz