Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szkoła. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szkoła. Pokaż wszystkie posty

sobota, 27 września 2014

Gramy w kosza!

W tym tygodniu same otwarcia. Areny, obwodnicy, ciuchlandu w Gali. A młode koszykarki otworzyły sezon turniejowy. I było fajnie. Od tych smarkul powinni się uczyć reprezentanci naszego kraju w piłce kopanej. Nie było przeproś, gryzły parkiet i walczyły o każdą piłkę. Nic, że czasem z zawodniczkami tej samej drużyny. Grunt, że była wola walki. No i 100% meczy wygranych. :) 












 

wtorek, 20 maja 2014

Szkoła kształci czyli reminiscencje wywiadówki

Szkoła jak powszechnie wiadomo kształci i naucza. A dla rodziców istnieją w szkole, aby ich kształcić oczywiście, takie rzeczy jak wywiadówki. Z reguły są to dość nudnawe spotkania, które zarówno wychowawcy jak i rodzice traktują jako zło konieczne, a uczniowie, często jako dopust boży.
Dziś nauczyłem się, że jestem mało inteligentny, czyli nie owijając w bawełnę głupi. Przyznaję, że przez chwilę poczułem się znów jak uczeń w podstawówce. Tyle, że wtedy pan od historii mógł mi prosto w oczy powiedzieć, że jestem głupi jak but z lewej nogi a teraz usłyszałem to w nieco bardziej zawoalowanej formie. No ostatecznie mam za sobą niezłą edukację i kilkadziesiąt lat więcej, szacunek się więc należy.

piątek, 29 listopada 2013

Prezydent w wysokim stopniu abstrakcyjny

Zygmunt Freud mówił, że "dzieci nie są zwyczajnie złośliwe, on są złe". Pozwalam sobie nie zgodzić się z dokrorem Freudem. Dzieci wcale nie są złe. Są czasami męczące i irytujące, ale w większości po prostu myślą zupełnie inaczej niż dorośli. Czasami nie jesteśmy  w stanie nawet w przybliżeniu odnaleźć ścieżek którymi poruszają się dziecięce umysły. Stąd tak trudno dorosłym zachować w sobie tą ordobinę dziecięcej natury. A szkoda/
Ale dlaczego o tym? 
Moja młodsza córka martwiąc się chyba rozkładem pożycia rodzinnego naszej rodziny objawiającego się w postaci siedzenia przed komputerem lub telewizorem, ewentualnie oddawania się urokom lektury, postanowiła zabawić nas grą w kalambury. Otóż latorośl miała przedstawiać nam zagadki z wybranej kategorii a reszta miała zgadywać. Oczywiście nie było mowy o rejteradzie ojca na parking (poza tym zimno i pada) ani nawet gadania, że nie spałem całą noc i ledwo siedzę. Mam się dobrze bawić i to na rozkaz a ogólnie to mogłem nawet nie ruszać sie z fotela. Przyzwyczajony do tego rodzaju traktowania przez moje "procesy poromne" - wredne i apodyktyczne po tatusiu oczywiście - usiadłem w fotelu i spodziewałem się najgorszego. 
Tymczasem córka podała kategorię "ludzie" i ropoczęła pokaz ułatwiający odgadnięcie tajemniczego hasła: 
Zrobiła klasyczną jaskółkę z wyciągniętą ku górze ręką, a potem pokazała, jak jakaś osoba kładzie coś sporego i dość ciężkiego na podłodze. Przyznaję, że w piątek wieczorem mózg mój nie nadaje się do myślenia, chociaż nadal działa jako tako. Jednak po kilkukrotnym powtórzeniu tej pantomimy (z małymi wariacjami na temat) poddałem się kompletnie. 
"NO TATO! Przecież to proste"
"Taa... proste... no to kto to ma niby być? Lotnik? Hermes?"  - bąknąłem nieco skwaszony, że nie zgadłem tak prostej zagadki.
"Nie -  prezydent Komorowski!!". - oświadczyła przemądrzała smarkula stanowczo. 
"A możesz wytłumaczyć, co ma jaskółka z prezydentem?" - moje zdumienie tym jakże oczywistym dla Małej rozwiązaniem było bezbrzeżne. No nijak o tym bym nie pomyślał !
"To NIE JEST żadna jaskółka" - rzekła powtarzając wygibas gimnastyczny - "to przecież JÓZEF PIŁSUDSKI na koniu i z szablą w ręku!!!"
"Dobra" - poddałem się całkowicie, ledwo powstrzymując spazmy śmiechu z takiego przedstawienia Marszałka.  - "a co ma wspólnego Piłsudski na kasztance z Komorowskim - przecież Piłsudski był Naczelnikiem Państwa, nie prezydentem!!" - mój zapał bakałarza odezwał się przypadkiem, bo uczyć smarkaterię trzeba przy każdej okazji. 
"Oj, tato nie bądż głupi! To drugie" - i tu mała Mądralińska powtórzyła pantomimę, o kimś niosącym skrzynkę kartofli i kładącym ją na podłodze - "to właśnie Komorowski składający wieniec pod pomnikiem Piłsudskiego!!!"  Pokonany logiką tego rozumowania jako jedną odpowiedż wydałem z siebie kwik upiornego śmiechu. Chapeau bas! Tak wysokiego stopnia abstrakcji mój mózg nigdy już nie osiągnie! 
 

sobota, 19 października 2013

czwartek, 14 marca 2013

Czas ucieka...

Wraz z punktem siedzenia zmienia się punkt widzenia. Lata temu człowiek bał się reakcji rodzicieli na mierne lub całkowity brak postępów w nauce a teraz z przerażeniem znalazł się po drugiej stronie barykady. W każdym razie patrzę na to wszystko z lękiem i poczuciem beznadziejnie przegranej bitwy. W jaki sposób Hemingway mógłby konkurować z Facebookiem, w jaki sposób dzieje historii powszechnej mogą być ciekawsze niż Pudelek. Nasze dzieci  - w dużej mierze przez nas samych i nasz brak konsekwencji  - stają się bezwolnymi istotami, dążącymi do spełniania momentami perwersyjnej żądzy bycia popularnymi i zatracającymi się w wirtualnym poczuciu własnej dojrzałości i mądrości. A przecież to są nasze przepustki do nieśmiertelności, krew z krwi. Tym boleśniejsze są takie porażki. I  może tu tkwi błąd  - w naszym rozumieniu miłości - ta prawdziwa nie jest bezkrytycznym wpatrzeniem w jej podmiot. Wymaga od nas czasem więcej pokory i cierpliwości niż posiadamy - źle rozumiana potrafi więc niszczyć, nas samych a nawet tych których kochamy.
Z drugiej strony, patrząc na następne pokolenie zaczynam rozumieć lęk moich rodziców. Ich obawę, że nie poradzę sobie z życiem. Nie, to nie to, żeby geografia czy fizyka były najważniejsze i stanowiły o człowieku. O tym kim jesteśmy stanowi nasza osobowość. Ale właśnie ona objawia się w naszej chęci zdobywania wiedzy, przejmowaniu odrobiny odpowiedzialności za innych i otaczający nas świat.  Najzabawniejsze jest to, że nasze dzieci tak samo jak kiedyś my uważają że są nieśmiertelne a porządek świata jaki istniał w chwili ich narodzin jest niezmienny i nienaruszalny. Nic bardziej mylnego. Tempus fugit! I zanim się obejrzymy przez palce przepływa nam nasze życie, którego nawet nie zdążyliśmy dobrze się nauczyć. A ja sam dochodzę do wniosku, że osobiście nie nauczyłem się jeszcze niczego i z wiekiem wiem coraz mniej. 
Może to smutne przemyślenia. Ale na inne dzisiaj mnie nie stać. 
I smutna piosenka - podobno napisana pod wpływem kryminałów Chandlera. Jeśli nie czytaliście  - polecam. Private investigations.
And what have you got at the end of the day? 
What have you got to take away? 
A bottle of whisky and a new set of lies 
Blinds on the windows and a pain behind the eyes ....


czwartek, 10 stycznia 2013

Nowoczesna i przyjazna edukacja matematyczna, czyli jak mało nie zwariowałem

Na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej mamy zapis o misji tegoż urzędu - EDUKACJA SKUTECZNA, PRZYJAZNA i NOWOCZESNA. Minister Szumilas szumi sobie na lewo i prawo, jaką to cudowną robotę odwalają jej podwładni, kształcąc nasze pociechy i zapewniając im edukację na europejskim poziomie, a nam na starość rzesze wspaniale wykształconych, bo po gimnazjum jak siostrzeniec pani minister, specjalistów, którzy będą utrzymywać nas na emeryturze.
A ja czasem jak odrabiam lekcje z moją młodszą, dostaję spazmów śmiechu, tudzień czasem  prawie zawału jak widzę, czego to biedne dziecko musi się uczyć i na jak wysokim poziomie są podręczniki jakimi musi się w ciężkim trudzie edukacji własnej wspomagać. 
Oto książeczka Gra w Kolory wydawnictwa JUKA, numer dopuszczenia przez MEN 87/2/2010. pod redakcją Anny Parzęckiej i Małgorzaty Struczewskiej. Matematyka część druga.
Przyznaję, że mimo starań moich nauczycieli (Chwała im że takiego głąba starali się doprowadzić do intelektualnych wyżyn z takim trudem!  Chwała!) zawsze pozostałem lekko matematycznie upośledzony. To znaczy uwielbiam rozwiązywać problemy logiczne, bawi mnie programowanie, ale jeśli chodzi o matematykę jestem totalnym beztalenciem. Sądziłem jednak, że zadania na poziomie DRUGIEJ KLASY PODSTAWÓWKI pójdą mi co najmniej dobrze i jakoś ten autorytet wszechwiedzy ojcowskiej zachowam. W swoim zadufaniu tak właśnie sobie myślałem, póki nie zetknąłem się z zadaniami "z liskiem" z wymienionej książki. 

Oto i przykład pierwszy: 

 Pitagorasie i Talesie! Byliście jeno dziećmi w porównaniu do autorów podręcznika i umysłami waszymi  nie zgłębicie przez wieczność ich zamysłów. Newtonie, Pascalu, i Einsteine na nic wasz geniusz, kiedy za bary bierzecie się z zadaniami z podręcznika drugiej klasy polskiej podstawówki. 

Cóż dopiero ja. Ogłupiały zacząłem czytać po kolei wszystkie "zadania z liskiem"

Przykład drugi: 
Karol ma kilkanaście płyt: 8 z muzyką klasyczną i kilka z muzyką rockową. Ile wszystkich płyt ma Karol? 

Nie wiem... na Boga! nie wiem! Przerażenie zjeżyło mi włosy na karku i niedepilowanych przedramionach! 

Przykład trzeci:

Mały Bartuś zjada pierwsze śniadanie rano. Drugie śniadanie mama daje mu po 3 godzinach. O której Bartuś będzie jadł drugie śniadanie? 

ZNOWU NIE WIEM! Nie mam bladego pojęcia o której ten skubany Bartuś zje swoje cholerne drugie śniadanie! Tu część mojej duszy zawyła z rozpaczy! 

Przykład czwarty: 

Bombka kosztuje 9 zł. Za 10 takich bombek w opakowaniu trzeba zapłacić 1 zł. O ile droższe są bombki w opakowaniu od jednej bombki? 

I tu z mojego jestestwa wyrwał się już jedynie nieartykułowany ryk a umysł rozpadł się na drobne kawałeczki. Wstałem dopiero po dobrej chwili, docucony przez pociechę, nieco chyba wystraszoną reakcją wapna na podręcznik. Szlag! Nigdy już nie wezmę do ręki jej podręczników, kto wie jakie ponure tajemnice i obca wiedza się w nich jeszcze kryją. Ja wiem, że rodzice powinni pomagać dzieciom w kształceniu. Ale życie i zdrowie psychiczne ważniejsze!  

Którego to zdrowia życzę pani minister i jej urzędnikom z całego rozkołatanego nadal serca i bardzo serdecznie.