Wszędzie jabłka i jabłkopochodne napoje alkoholowe. Recepta na sankcje Putina, albo reklama produktu. W każdym razie Cydr Lubelski smakuje bardziej cierpko od Sommersby i jest dość drogi. Za to nowa impreza i nowa świecka tradycja. Jak dla mnie najciekawszy był kuglarz, który akurat wykonywał numer z niewidzialnością.
O polityce, korporacjach, życiu i nie tylko, widzianych moimi oczami. Czyli i o gruszce i o pietruszce.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą newsy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą newsy. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 21 września 2014
wtorek, 9 września 2014
Maciek musiał - ja nie.
Tato... no.. rusz się.. tak chciałam zobaczyć.. - i te ślepia wpatrzone we mnie z wyrzutem. Właśnie skończyłem składać do kupy zderzak mojego mechanicznego konika i ręce miałem wytytłane w smarze po łokcie. Dobra.. poczekaj umyję się i jedziemy.
niedziela, 27 lipca 2014
środa, 2 lipca 2014
Kapitan Sowa i Przyjaciele
Czasem dobrze jest odpocząć od domowej kuchni i wybrać się do lokalu, gdzie można rozkoszować się przyjemnościami podniebienia i przy okazji zażywać konwersacji. Chociaż ostatnio staje się to dość niebezpieczne. Afera taśmowa, której z premedytacją nie chce mi się komentować, rzuciła cień na nieposzlakowaną dotąd opinię kucharzy. Mimo to wybrałem się do jednej z moich ulubionych restauracji - grzybowa w chlebie - po prostu przepyszna, chyba, że akurat kucharz się zakocha i przesoli. Po wybraniu dania, z nudów zacząłem przeglądać menu uważnie i ot tak zauważyłem:
Psia jego mać!. Ochota do konwersacji minęła bezpowrotnie. Nawet zacząłem się podejrzliwie rozglądać za ukrytymi kamerami, tudzież mikrofonami. Nic. Jedynie siedzący za mną gość jakoś tak podejrzanie uszami strzygł. Widać jakie miasto takie i podsłuchy.
Psia jego mać!. Ochota do konwersacji minęła bezpowrotnie. Nawet zacząłem się podejrzliwie rozglądać za ukrytymi kamerami, tudzież mikrofonami. Nic. Jedynie siedzący za mną gość jakoś tak podejrzanie uszami strzygł. Widać jakie miasto takie i podsłuchy.
środa, 9 kwietnia 2014
Kupie se BMW.
No i wiocha. Kupiłem se jakiś francuski badziew i tera obciach mam nie z tej ziemi. Ni to wygląda, ni co. Wstyd jeździć po dzielnicy.
A było se kupić beemkę. Na alumach ładnych i z zaje...tym zestawem audio. Żeby słyszeli że jadem. A co! No i laski lecą na beemy i sam testo.. coś tam. Facet bez beemki, to nie facet. Od razu jak widzisz, że BMW jedzie to wiadomo - jedzie spoko gość, taki, co z nim lepiej nie zadzierać, bo i pałę ma, (znaczy w bagażniku), a i klamkę może gdzieś mieć skitraną w schowku. No a jak już nowsze (znaczy tak 4 - 8 letnie) to może i szemrany jakiś być i do mafii należeć. Ogólnie, no mieć BMW to jest szpan. Eeech.. zazdrość i już. Kierowca beemki to nie jakiś byle szpenio, co to do trzech nie zliczy. To jest Gość, Kozak i Ekstraklasa. Nie hamuje przed byle czym. Jak rozjedzie, to się może frajer czuć zaszczycony, że beemą dostał. BMW zmienia najgorszą fajtłapę w supergościa. Coś jak ten doktor Hajd, czy jakoś tam, co to kiedyś słyszałem w telewizji.
Ostatnio taki jeden kozak, to nawet zajechał jakiemuś frajerowi co z dzieciakiem i własną żoną (no kompletny debil!) podróżował i tam wygarnął do nich ze spluwy. A tak o, bo miał fantazję. I z tej fantazji to sobie po nocy jeździł w piżamie i kapciach samych. Bo mu wolno! A tu mu się ładuje taki ćwok przed zderzak i pierwszeństwa nie daje. Chociaż się na niego trąbi i światłami mruga. Wał jeden drogowy! pewnie jakąś skodą wsiową jechał do swojego zad...pia. Niech zna swoje miejsce. Sobie zapamięta.
I to jest dopiero czad! Przyjechali niebiescy to ich jeszcze sk..wiał. A że przy okazji był jakimś ministerem, czy czymś tam, od służb jakichś, to i g..no mogą mu zrobić. I teraz w szpitalu jest i mogą mu skoczyć, bo se załatwi papiery.
I ja też tak chcę! I kupię se beemkę! Będę rozjeżdżał frajerów i wybijał im kierunki bejsbolem. A jak mnie wk...wią to i w ryj dowalę. A jak! Jest tylko jeden problem. No k..wa, dresy adydasa tera podrożały i nie bardzo mnie stać. Ale może ojciec dołoży.
A było se kupić beemkę. Na alumach ładnych i z zaje...tym zestawem audio. Żeby słyszeli że jadem. A co! No i laski lecą na beemy i sam testo.. coś tam. Facet bez beemki, to nie facet. Od razu jak widzisz, że BMW jedzie to wiadomo - jedzie spoko gość, taki, co z nim lepiej nie zadzierać, bo i pałę ma, (znaczy w bagażniku), a i klamkę może gdzieś mieć skitraną w schowku. No a jak już nowsze (znaczy tak 4 - 8 letnie) to może i szemrany jakiś być i do mafii należeć. Ogólnie, no mieć BMW to jest szpan. Eeech.. zazdrość i już. Kierowca beemki to nie jakiś byle szpenio, co to do trzech nie zliczy. To jest Gość, Kozak i Ekstraklasa. Nie hamuje przed byle czym. Jak rozjedzie, to się może frajer czuć zaszczycony, że beemą dostał. BMW zmienia najgorszą fajtłapę w supergościa. Coś jak ten doktor Hajd, czy jakoś tam, co to kiedyś słyszałem w telewizji.
Ostatnio taki jeden kozak, to nawet zajechał jakiemuś frajerowi co z dzieciakiem i własną żoną (no kompletny debil!) podróżował i tam wygarnął do nich ze spluwy. A tak o, bo miał fantazję. I z tej fantazji to sobie po nocy jeździł w piżamie i kapciach samych. Bo mu wolno! A tu mu się ładuje taki ćwok przed zderzak i pierwszeństwa nie daje. Chociaż się na niego trąbi i światłami mruga. Wał jeden drogowy! pewnie jakąś skodą wsiową jechał do swojego zad...pia. Niech zna swoje miejsce. Sobie zapamięta.
I to jest dopiero czad! Przyjechali niebiescy to ich jeszcze sk..wiał. A że przy okazji był jakimś ministerem, czy czymś tam, od służb jakichś, to i g..no mogą mu zrobić. I teraz w szpitalu jest i mogą mu skoczyć, bo se załatwi papiery.
I ja też tak chcę! I kupię se beemkę! Będę rozjeżdżał frajerów i wybijał im kierunki bejsbolem. A jak mnie wk...wią to i w ryj dowalę. A jak! Jest tylko jeden problem. No k..wa, dresy adydasa tera podrożały i nie bardzo mnie stać. Ale może ojciec dołoży.
wtorek, 1 kwietnia 2014
Szatan z Medalionów.
Na moje osiedle padł blady strach. W szkole na zebraniu, osoba dobrze poinformowana, zdradziła wszystkim w wielkim zaaferowaniu, że Szatan zamieszkał na naszej dzielnicy. I ona dobrze o tym wie, bo po pierwsze widziano go w przychodni, po drugie w Stokrotce, a po trzecie, to właśnie dlatego po osiedlu kręci się cała masa policjantów. Chrońmy więc dziateczki nasze i nas samych. Co tu długo gadać. Szatan to Szatan i basta.
niedziela, 16 lutego 2014
Europejskie Świnie.
Zbliżają się wybory do europarlamentu i oglądając pierwsze plakaty wyborcze, które niczym pierwiosnki, zwiastują zaśmiecenie nimi wszystkiego co się da, jakoś tak sobie pomyślałem, że w Unii Europejskiej dobrze jest być świnią.
W UE świnia zawsze będzie miała się dobrze. Komisarze dbają o to, żeby świni żyło się dostatniej, lepiej i wygodniej. Bycie świnią, to przecież wielka odpowiedzialność. Przecież, jeśli świnia źle się poczuje lub nie będzie zadowolona, może to zemścić się na całej unijnej gospodarce. Dlatego właśnie świnia powinna się bawić!
Tak więc, drodzy hodowcy, należy dbać o swoje świnie i zapewniać im najlepsze możliwe warunki egzystencji. Nawet minister rolnictwa zapewnia, że zadowolona świnia, to nasz wkład w rozwój Unii. Hodowcy świń mają więc teraz nowe wydatki. Co kupić świni, żeby była zadowolona? Mam kilka pomysłów:
1. Samochód służbowy, najlepiej BMW - świnia będzie mogła przejechać się sama ( lub z kierowcą, którego zapewni hodowca) do miasta na zakupy lub imprezę, ewentualnie spotkanie towarzystkie z innymi świniami.
2. Tablet - np. IPad'a lub ultrabooka - manipulowanie dotykowym ekranem raciczkami, nie stanowi problemu a przy dostępie do Wi-fi w chlewiku, pozwoli na zakosztowanie zarówno rozrywki jak i dostęp do najświeższych informacji - co oczywiście jest na stanowisku świni niezbędne.
3. Gustowny i drogi gadżet - np. zegarek Patek Philippe - majac modny gadżet na racziczce świnia będzie zadowolona i z dumą będzie obnosiła się z nim po całej wsi.
4. Rzeźbę lub obraz modnego i koniecznie awangardowego artysty - aby świnia mogła obcować na codzień z najwyższej próby sztuką
5. Rozrywki towarzyskie w postaci .. hmm.. dowolnej i wybranej prze świnię, zależnie od jej płci i preferencji. Ostatecznie świni nie powinna ograniczać ani płeć ani wychowanie.
Jak widać wachlarz możliwości jest ogromny. Hodowcy będą więc przez kolejne lata łożyć bajońskie sumy zapewniając świniom dobre samopoczucie. A my wyborcy, będziemy parzyli w telewizorze, to na świnię, to na człowieka, aż w końcu przestaniemy odróżniać jedno od drugiego.
wtorek, 4 lutego 2014
Ratunku! Okradli mnie!
Skandal proszę Szanownych Państwa! Granda! Wczoraj zostałem okradziony. Siedziałem sobie w poczekalni u lekarza, bo akurat słabiej się poczułem. Myślałem, że jestem bezpieczny w miejscu publicznym, monitrorowanym. W renomowanej prywatnej przychodni. A tu proszę - ponad 20 tysięcy złotych mi ukradli. W biały dzień! W środku miasta!
poniedziałek, 13 stycznia 2014
Alkomatyzacja
Okres świąteczny to zwykle u nas w kraju wolne dni. A jak wolne to wiadomo, trzeba spotkać się, chlapnąć trochę wódeczki, no przecież za kołnierz wylewać nie wypada. Wujaszek z chęcią napełni kielonki, i siuup na jedną nóżkę, potem na drugą, trzecią (he, he) i za jakieś tam spotkanie... hik! a poootem jeszcze raz.. i jeszcze... aż nie padniesz pod stół. Bo wypić przecież trzeba. No i ch...! A, że dzieciak akurat się gapi na ojca czerwonego jak burak i bełkocącego trzy po trzy? Nic to! Jeszcze go tatuś do domciu zawiezie, bo tatuś jak pochla to się robi .... ten .. no... Szumajcheer... taaaaki szybki..... i formuła... hik!.... jeden! A wujek i stryjek, kiwają (ledwo) głowami z podziwem. No udał się nam chłopak. Patrz ledwo stoi a gumę spalił z miejsca!
Śmieszne ? Nie - tragiczne, Tak jak zabójstwo dziewczyny na przejściu w Lublinie, bo narąbany gliniarz wracał, w poczuciu własnej bezkarności z balangi, jak zabójstwo połowy rodziny w Kamieniu Pomorskim, jak setki i tysiące innych tego typu wypadków. Statystyki! Statystyki i raporty, gdzie każdy z tych wypadków jest jedynie cyfrą, zaburzającą porządek rzeczy. Więc rząd musi coś robić. Edukacja? Zwiększenie kar za jazdę po pijaku? Prewencja ?
Nie. Rząd wymyśla, że w każdym samochodzie będzie musiał być alkomat. Takie tam ustrojstwo kosztujące od 150 do kilku tysięcy złotych. Zabaweczka po dmuchnięciu w którą, można zobaczyć czy akurat mamy we krwi alkohol czy nie. I oczywiście, kierowca wsiadając do samochodu będzie dnuchał w tą zabaweczkę i jak zobaczy wynik większy niż norma, to już nie pojedzie. Ani nawet silnika nie zapali.
Debilizm i naiwność naszych rządzących w tej jednej akcji przechodzą wszelkie normy przewidziane. Samo wydanie przepisu niestety nie zmienia rzeczywistości.
Nawet jeśli będziemy mieli alkomaty za 5 000 złotych na pokładzie każdego autka wartego 1500 złotych, nieczego to nie zmieni. Gdyby jeszcze urządzenie było połączone z zapłonem i przy wykryciu dawki śmiertelnej nie pozwoliło zapalić autka, miałoby to jakikolwiek sens. Jednak kiedy zakładamy, że każdy napruty w dechę morderca, wsiadający za kółko, jak już użyje alkomatu to zmądrzeje i wytrzeźwieje, jesteśmy zwykłymi frajerami.
Moi koledzy w jednym z barów bili rekordy wskazań alkomatów. Nie pamiętam na czym stanęło, ale zdaje się iż przekroczono dawkę śmiertelną. I rekordzista dumny był okropnie i brawa zebrał od całej sali. Chociaż tyle, że wracał taksówką. Więc niech mu będzie na zdrowie!
Obrazuje to jednak pewną naszą cechę narodową. Pijanemu się wybacza, bo to takie dziecko niewinne, trzeba go do domku odprowadzić, utulić i żałować. Może i pijanica, ale niezły herbatnik! Tymczasem za kółkiem to nie jest zwykły pijak. To morderca mający w ręku bardzo niebezpieczną broń. Pozwolić mu prowadzić, to jak dać małpie brzytwę.
Jedynym wyjściem w tym wypadku, jest brak tolerancji dla pijanych kierowców, nie ze strony policji czy sejmu, ani nawet księdza proboszcza. Ze strony rodziny, kolegów, żon, kochanek, dzieci, wujków i kompletnie obcych ludzi. Zabierając takiemu rajdowcowi kluczyki i czasami dając mu po mordzie, bo się stawia, nie obrażamy go i nie krzywdzimy, tylko ratujemy mu życie. Jemu albo jego niedoszłym ofiarom.
A alkomatyzacja, to tylko zwykły PR oraz próba obłożenia kierowców dodatkowym podatkiem i zapewnienie obrotów jakiejś firmie, należącej pewnie do krewnych i znajomych Królika, która akurat jest importerem alkomatów z Chin.
Śmieszne ? Nie - tragiczne, Tak jak zabójstwo dziewczyny na przejściu w Lublinie, bo narąbany gliniarz wracał, w poczuciu własnej bezkarności z balangi, jak zabójstwo połowy rodziny w Kamieniu Pomorskim, jak setki i tysiące innych tego typu wypadków. Statystyki! Statystyki i raporty, gdzie każdy z tych wypadków jest jedynie cyfrą, zaburzającą porządek rzeczy. Więc rząd musi coś robić. Edukacja? Zwiększenie kar za jazdę po pijaku? Prewencja ?
Nie. Rząd wymyśla, że w każdym samochodzie będzie musiał być alkomat. Takie tam ustrojstwo kosztujące od 150 do kilku tysięcy złotych. Zabaweczka po dmuchnięciu w którą, można zobaczyć czy akurat mamy we krwi alkohol czy nie. I oczywiście, kierowca wsiadając do samochodu będzie dnuchał w tą zabaweczkę i jak zobaczy wynik większy niż norma, to już nie pojedzie. Ani nawet silnika nie zapali.
Debilizm i naiwność naszych rządzących w tej jednej akcji przechodzą wszelkie normy przewidziane. Samo wydanie przepisu niestety nie zmienia rzeczywistości.
Nawet jeśli będziemy mieli alkomaty za 5 000 złotych na pokładzie każdego autka wartego 1500 złotych, nieczego to nie zmieni. Gdyby jeszcze urządzenie było połączone z zapłonem i przy wykryciu dawki śmiertelnej nie pozwoliło zapalić autka, miałoby to jakikolwiek sens. Jednak kiedy zakładamy, że każdy napruty w dechę morderca, wsiadający za kółko, jak już użyje alkomatu to zmądrzeje i wytrzeźwieje, jesteśmy zwykłymi frajerami.
Moi koledzy w jednym z barów bili rekordy wskazań alkomatów. Nie pamiętam na czym stanęło, ale zdaje się iż przekroczono dawkę śmiertelną. I rekordzista dumny był okropnie i brawa zebrał od całej sali. Chociaż tyle, że wracał taksówką. Więc niech mu będzie na zdrowie!
Obrazuje to jednak pewną naszą cechę narodową. Pijanemu się wybacza, bo to takie dziecko niewinne, trzeba go do domku odprowadzić, utulić i żałować. Może i pijanica, ale niezły herbatnik! Tymczasem za kółkiem to nie jest zwykły pijak. To morderca mający w ręku bardzo niebezpieczną broń. Pozwolić mu prowadzić, to jak dać małpie brzytwę.
Jedynym wyjściem w tym wypadku, jest brak tolerancji dla pijanych kierowców, nie ze strony policji czy sejmu, ani nawet księdza proboszcza. Ze strony rodziny, kolegów, żon, kochanek, dzieci, wujków i kompletnie obcych ludzi. Zabierając takiemu rajdowcowi kluczyki i czasami dając mu po mordzie, bo się stawia, nie obrażamy go i nie krzywdzimy, tylko ratujemy mu życie. Jemu albo jego niedoszłym ofiarom.
A alkomatyzacja, to tylko zwykły PR oraz próba obłożenia kierowców dodatkowym podatkiem i zapewnienie obrotów jakiejś firmie, należącej pewnie do krewnych i znajomych Królika, która akurat jest importerem alkomatów z Chin.
niedziela, 29 grudnia 2013
Współczesne pola bawełny
Poczytałem sobie skargę pracownika Alior Banku, na traktowanie z jakim spotkał się w call center. Polecam tekst: http://www.dziennikwschodni.pl I tak jakoś zachciało mi się go skomentować.
Jak widać dyrektorzy i kierownicy (O pardon! Managers and Supervisors) Alior Banku, przejmują wprost techniki zarządzania rodem z Indii i Stanów Zjednoczonych. Zapominając o etyce, zwykłej ludzkiej przyzwoitości i zdrowym rozsądku. Widać, tak się kształcą na SHG czy w innych supermodnych i snobistycznych uczelniach. Pracownik jest jedynie niewolnikiem pracodawcy, nie ma praw i nie ma powodów do traktowania go jak coś lepszego niż zwierzę, któe ma wykonać plan i zapewnić premię dla kierownictwa. W razie gdyby się wypalił czy był na tyle nierozsądny żeby upomnieć się o swoje prawa - zawsze można go zwolnić dycsyplinarnie lub w zwykły sposób. A pracy sobie nowej w tym naszym Bździszewie nie znajdzie tak łatwo. I co ma innego zrobić ktoś kto ma kredyt mieszkaniowy, dzieciaki na utrzymaniu lub właśnie udało mu się załapać pierwszą pracę?
Dlatego rozumiem, że pracownicy wolą siedzieć cicho, co z kolei sprawia, że samozadowolenie i samozachwyt manegerów rośnie i sięga niebotycznych wyżyn absurdu.
Przyznaję, że takich ludzi, pełniących keirownicze funkcje i to nawet powiedzmy sobie szczerze, sięgające samego Zarządu w wielu firmach, znałem, chociaż przyznaję że znajomości tej podtrzymywać nie zamierzam. Bo mam ten luksus, że znajomych mogę sobie wybierać.
Już nawet nie to, że są oni przeknani święcie o swojej nieomylności i prawie boskiej władzy. Czasem pomimo ukończenia zagranicznych renomowanych uczelni, trzech czy czterech fakultetów, w rozmowie wyłazi z nich po prostu elementrany brak kultury, dobrego wychowania czy jak to tam chcemy nazwać. Przypominam sobie jak słyszałem kiedyś pana Wielkiego Managera, który w stosunku do swojego podwładnego (Mniejszego Managera) przy jego z kolei podwładnym, czyli mnie, używał steku takich przekleństw, że przyznaję - nie znałem połowy z nich. A sądziłem podówczas, że jestem dość dobrze obeznany z językiem polskim. No i co ? I nic. Dalej robi karierę i jest ceniony na rynku pracy.
Jak widać nadal nie jest ważne jaki jest temat pracy. Ważne kto jest promotorem!
Z drugiej strony, my pracownicy takimi pracodawców naszych czynimy, kłądąc uszy po sobie i zamykając gęby, zachowujemy się jak Boxer z orwellowskiego Folwarku Zwierzęcego, obiecując sobie, że dla sprawy będziemy pracować jeszcze więcej. I boimy się mówić o tym co jest nie tak, co możemy zmienić, żeby było lepiej, a jedynie przyjmujemy na siebie więcej i więcej obowiązków bojąc się utraty dochodu.
Boimy się mieć własne zdanie i strach ten rozumiem. Nie możemy jednak stać się niewolnikami naszych lęków i nie możemy tracić swojego człowieczeństwa na rzecz wykonania nierealnego planu mającego zapewnić zysk akcjonariuszom i premie zarządowi.
Jeśli więc nasi pracodawcy życzą sobie pracowników kompletnie odmóżdżonych, zastraszonych i bezwolnych, znaczy, że coś jest nie tak. I mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że w dłuższym okresie czasu będzie to miało negatywny wpływ na ich zyski i pozycję ich firm na rynku. Stara zasada, że z niewolnika nie ma pracownika, nadal się sprawdza w ekonomii. Szczególnie w Polsce, gdzie od wieków jesteśmy przyzwyczajeni do działań partyzanckich i sabotaż oraz kombinatorstwo mamy w genach.
Jak widać dyrektorzy i kierownicy (O pardon! Managers and Supervisors) Alior Banku, przejmują wprost techniki zarządzania rodem z Indii i Stanów Zjednoczonych. Zapominając o etyce, zwykłej ludzkiej przyzwoitości i zdrowym rozsądku. Widać, tak się kształcą na SHG czy w innych supermodnych i snobistycznych uczelniach. Pracownik jest jedynie niewolnikiem pracodawcy, nie ma praw i nie ma powodów do traktowania go jak coś lepszego niż zwierzę, któe ma wykonać plan i zapewnić premię dla kierownictwa. W razie gdyby się wypalił czy był na tyle nierozsądny żeby upomnieć się o swoje prawa - zawsze można go zwolnić dycsyplinarnie lub w zwykły sposób. A pracy sobie nowej w tym naszym Bździszewie nie znajdzie tak łatwo. I co ma innego zrobić ktoś kto ma kredyt mieszkaniowy, dzieciaki na utrzymaniu lub właśnie udało mu się załapać pierwszą pracę?
Dlatego rozumiem, że pracownicy wolą siedzieć cicho, co z kolei sprawia, że samozadowolenie i samozachwyt manegerów rośnie i sięga niebotycznych wyżyn absurdu.
Przyznaję, że takich ludzi, pełniących keirownicze funkcje i to nawet powiedzmy sobie szczerze, sięgające samego Zarządu w wielu firmach, znałem, chociaż przyznaję że znajomości tej podtrzymywać nie zamierzam. Bo mam ten luksus, że znajomych mogę sobie wybierać.
Już nawet nie to, że są oni przeknani święcie o swojej nieomylności i prawie boskiej władzy. Czasem pomimo ukończenia zagranicznych renomowanych uczelni, trzech czy czterech fakultetów, w rozmowie wyłazi z nich po prostu elementrany brak kultury, dobrego wychowania czy jak to tam chcemy nazwać. Przypominam sobie jak słyszałem kiedyś pana Wielkiego Managera, który w stosunku do swojego podwładnego (Mniejszego Managera) przy jego z kolei podwładnym, czyli mnie, używał steku takich przekleństw, że przyznaję - nie znałem połowy z nich. A sądziłem podówczas, że jestem dość dobrze obeznany z językiem polskim. No i co ? I nic. Dalej robi karierę i jest ceniony na rynku pracy.
Jak widać nadal nie jest ważne jaki jest temat pracy. Ważne kto jest promotorem!
Z drugiej strony, my pracownicy takimi pracodawców naszych czynimy, kłądąc uszy po sobie i zamykając gęby, zachowujemy się jak Boxer z orwellowskiego Folwarku Zwierzęcego, obiecując sobie, że dla sprawy będziemy pracować jeszcze więcej. I boimy się mówić o tym co jest nie tak, co możemy zmienić, żeby było lepiej, a jedynie przyjmujemy na siebie więcej i więcej obowiązków bojąc się utraty dochodu.
Boimy się mieć własne zdanie i strach ten rozumiem. Nie możemy jednak stać się niewolnikami naszych lęków i nie możemy tracić swojego człowieczeństwa na rzecz wykonania nierealnego planu mającego zapewnić zysk akcjonariuszom i premie zarządowi.
Jeśli więc nasi pracodawcy życzą sobie pracowników kompletnie odmóżdżonych, zastraszonych i bezwolnych, znaczy, że coś jest nie tak. I mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że w dłuższym okresie czasu będzie to miało negatywny wpływ na ich zyski i pozycję ich firm na rynku. Stara zasada, że z niewolnika nie ma pracownika, nadal się sprawdza w ekonomii. Szczególnie w Polsce, gdzie od wieków jesteśmy przyzwyczajeni do działań partyzanckich i sabotaż oraz kombinatorstwo mamy w genach.
sobota, 7 grudnia 2013
Ksawery w Lublinie
Wizytę Ksawerego zapowiadali wszyscy już od kilku dni. I było rzeczywiście strasznie. Szczególnie, jeśli ktoś się wybierał poza miasto. Ale w Lublinie jak zwykle było spokojniej niż gdzie indziej i nawet kierowcy autobusów wpadają w świąteczny nastrój. Powiało i owszem, sypnęło śniegiem i przyznaję, że nadal niepokoić się można o tych, którzy akurat wyjechali do rodziny gdzieś w Polskę. Natomiast w mieście nawet drogowcy nie zaspali i pługi dzielnie zwalczały opad. Jedynie gołębiom nie podobało się to wcale. A ja myślami i tak byłem zupełnie gdzie indziej, łażąc teoretycznie za spóźnionymi mikołajkami.
niedziela, 10 listopada 2013
Seksistowskie wojny
Nie ma jak Szwedzi. Nie dość, że mają prawie prohibicję, to jeszcze w dodatku wzorcowo stosują zasadę parytetu płci - wszędzie. Otóż wedle Szwedzkich oficjeli o wartości danego dzieła kinowego powinien świadczyć nie świetny scenariusz, hiper wydumane efekty specjalne, czy tam inne bzdury, jak gra aktorów. O wartości filmu dla Szwedów będzie decydowała obsada aktorska, chociaż raczej nie o ilość gwiazd chodzi, a o zachowanie parytetu pomiędzy płciami.
Tak więc przekreślono z góry takie tytuły jak "Gwiezdne Wojny" - wszystkie części razem, "Harrego Pottera" czy całą trylogię "Władcy Pierścieni" a jak sądzę negatywnie zostanie zaopiniowany również "Hobbit". We wszystkich tych filmach, według szwedzkich znawców, za mało pokazywanych jest kobiet a za dużo bohaterów jest mężczyznami, co jawnie dowodzi seksistowskiego charakteru owych filmów.
Jako zdeklarowany fan Tolkiena oraz Lucas'a i spółki, chciałbym zaproponować ponowne nakręcenie tychże dzieł w sposób aprobowany przez naszych skandynawskich sąsiadów.
Z Gwiezdnymi Wojnami w sumie nie ma problemu - większość robotów może być przecież uznana za osobniki płci żeńskiej. Podobnie można w tłumaczeniu na szwedzki sprawić, żeby szturmowcy - klony mówili do siebie żeńskimi głosami i zwracali w formie żeńskiej - i już mamy 1/2 obsady w płci pięknej - ewentualnie, jeśli zbyt dużo głównych bohaterów byłoby zbyt męskich, wystarczy, że Yoda będzie mistrzą a nie mistrzem - a imię i tak jej się kończy na "a" (ciekawe czy to działa i po szwedzku). Z jego wyglądem - poczciwej staruszki - i tak nikt nie zauważy.
Oczywiście co do Harry'ego Pottera zmiany będą musiały iść nieco dalej. Sam Wiesz Kto powinien być kobietą - najchętniej wysoką i smukłą blondynką ze szwedzkim akcentem. Przyznam, że podniosłoby to znacznie walory estetyczne tej postaci.
Najgorzej będzie z moimi ulubionymi adaptacjami Tolkiena. Ostatecznie niegdyś wierzono, że wojna, nawet ta z Sauronem, jest rzeczą typowo męską a kobiety powinny wspomagać bohaterów swoją magią lub dobrą radą. I tak film idzie tu na pewne ustępstwa, czyniąc np z Arweny wojownika. No, ale można nadrobić w innym miejscu. Może liczba postaci wątpliwie męskich będzie mogła zastąpić czysto kobiece. Na przykład Legolas - wyraźnie da się zauważyć, że coś z nim jest nie bardzo męsko. I co to za facet, co biega po lesie w zielonych rajtuzach i lubi grać z kolegami w "Dwie Wieże".
Jeśli jednak to nie przejdzie, zawsze zostają nam kobiety krasnoludów. Parafrazując Pratchetta - kiedy niczego już nie ma, zawsze zostają krasnoludy. Jak wiadomo, nikt nigdy nie widział kobiet krasnoludów. Bo są one tak bardzo brzyd... znaczy, podobne do męskich krasnoludów. Tak bardzo że jedynie one same wiedzą, że są kobietami. No i po sprawie. wystarczy wybrać które z nich są kobietami. Z zachowaniem parytetu, żeby nie przegiąć w drugą stronę!
Swoją drogą miło jest czytać książki napisane w czasach, kiedy nie było równości, parytetów, filozofii gender i równości wszystkich wobec wszystkich. Coraz bardziej wydaje mi się, że wtedy facet mógł czuć się facetem a kobieta kobietą. I nikomu to nie przeszkadzało.
Tak więc przekreślono z góry takie tytuły jak "Gwiezdne Wojny" - wszystkie części razem, "Harrego Pottera" czy całą trylogię "Władcy Pierścieni" a jak sądzę negatywnie zostanie zaopiniowany również "Hobbit". We wszystkich tych filmach, według szwedzkich znawców, za mało pokazywanych jest kobiet a za dużo bohaterów jest mężczyznami, co jawnie dowodzi seksistowskiego charakteru owych filmów.
Jako zdeklarowany fan Tolkiena oraz Lucas'a i spółki, chciałbym zaproponować ponowne nakręcenie tychże dzieł w sposób aprobowany przez naszych skandynawskich sąsiadów.
Z Gwiezdnymi Wojnami w sumie nie ma problemu - większość robotów może być przecież uznana za osobniki płci żeńskiej. Podobnie można w tłumaczeniu na szwedzki sprawić, żeby szturmowcy - klony mówili do siebie żeńskimi głosami i zwracali w formie żeńskiej - i już mamy 1/2 obsady w płci pięknej - ewentualnie, jeśli zbyt dużo głównych bohaterów byłoby zbyt męskich, wystarczy, że Yoda będzie mistrzą a nie mistrzem - a imię i tak jej się kończy na "a" (ciekawe czy to działa i po szwedzku). Z jego wyglądem - poczciwej staruszki - i tak nikt nie zauważy.
Oczywiście co do Harry'ego Pottera zmiany będą musiały iść nieco dalej. Sam Wiesz Kto powinien być kobietą - najchętniej wysoką i smukłą blondynką ze szwedzkim akcentem. Przyznam, że podniosłoby to znacznie walory estetyczne tej postaci.
Najgorzej będzie z moimi ulubionymi adaptacjami Tolkiena. Ostatecznie niegdyś wierzono, że wojna, nawet ta z Sauronem, jest rzeczą typowo męską a kobiety powinny wspomagać bohaterów swoją magią lub dobrą radą. I tak film idzie tu na pewne ustępstwa, czyniąc np z Arweny wojownika. No, ale można nadrobić w innym miejscu. Może liczba postaci wątpliwie męskich będzie mogła zastąpić czysto kobiece. Na przykład Legolas - wyraźnie da się zauważyć, że coś z nim jest nie bardzo męsko. I co to za facet, co biega po lesie w zielonych rajtuzach i lubi grać z kolegami w "Dwie Wieże".
Jeśli jednak to nie przejdzie, zawsze zostają nam kobiety krasnoludów. Parafrazując Pratchetta - kiedy niczego już nie ma, zawsze zostają krasnoludy. Jak wiadomo, nikt nigdy nie widział kobiet krasnoludów. Bo są one tak bardzo brzyd... znaczy, podobne do męskich krasnoludów. Tak bardzo że jedynie one same wiedzą, że są kobietami. No i po sprawie. wystarczy wybrać które z nich są kobietami. Z zachowaniem parytetu, żeby nie przegiąć w drugą stronę!
Swoją drogą miło jest czytać książki napisane w czasach, kiedy nie było równości, parytetów, filozofii gender i równości wszystkich wobec wszystkich. Coraz bardziej wydaje mi się, że wtedy facet mógł czuć się facetem a kobieta kobietą. I nikomu to nie przeszkadzało.
czwartek, 31 października 2013
Posłów przypadki niezwykłe.
Krew w żyłach mi zmroziły dzisiejsze poranne wiadomości.
Poseł Wipler okazywał swoje rany, zadane mu przez policję, z żałosną miną zbitego szczeniaczka rasy spaniel. Co, jak na takiego byczka, postury niezłego pakera, wyglądało pociesznie.
wtorek, 22 października 2013
Wojewódzki męczennikiem czyli jestem po stronie Wojewódzkiego
Wczoraj "ktoś" wylał na Kubę Wojewódzkiego mniej lub bardziej żrącą substancję - ponoć jako karę za jego przekonania.
Nie lubię Kuby W., jego "poczucie humoru" uznaję po prostu za chamskie a zachowanie, za poniżej poziomu. Uważam również, że on sam nie posiada żadnych przekonań. Jedynie leci z wiatrem, tam gdzie go akurat zawieje. Ale mimo to potępiam w czambuł takie zachowania i ludzi, którzy chcą w ten sposób zabłysnąć i coś udowodnić. W chwili, kiedy uciekamy się do przemocy - w jakiejkolwiek postaci - oznacza to, że przegrywamy dyskusję i nie mamy innych argumentów. I sądzę tak, pomimo posiadanej skłonności do zachowań agresywnych, jak powiedziała kiedyś pewna Osoba.
W dyskusji na scenie politycznej, kulturowej czy społecznej nie ma po prostu miejsca dla troglodytów walących pałami, oblewających czymkolwiek kogokolwiek. Agresja wobec celebrytów - jakiejkolwiek maści, świadczy jedynie o bezradności i braku intelektu agresorów. Dodatkowo nobilituje ofiary napaści i czyni z nich męczenników sprawy, którą akurat popierają. Więcej więc z tego szkody dla ich przeciwników niż pożytku, nawet pominąwszy aspekt prawny czy moralny takich zdarzeń.
Dlatego, chociaż włos mi się jeży na głowie, tym razem jestem po stronie Wojewódzkiego. Chociaż osobiście czasami sam miałbym ochotę go palnąć w łeb, to napastnika należałoby końmi włóczyć po majdanie, tudzież umieścić w dybach na miesiąc w miejscu publicznym. Właśnie na tym polega bycie człowiekiem cywilizowanym - nie czekam na nikogo przed wejściem do radia, żeby ochotę wprowadzić w czyn, tylko dzielę się bez skrępowania ze znajomymi moją opinią o nim. W przeciwieństwie do pitekantropów, mam swój honor. Zresztą - szkoda gadać.......
Nie lubię Kuby W., jego "poczucie humoru" uznaję po prostu za chamskie a zachowanie, za poniżej poziomu. Uważam również, że on sam nie posiada żadnych przekonań. Jedynie leci z wiatrem, tam gdzie go akurat zawieje. Ale mimo to potępiam w czambuł takie zachowania i ludzi, którzy chcą w ten sposób zabłysnąć i coś udowodnić. W chwili, kiedy uciekamy się do przemocy - w jakiejkolwiek postaci - oznacza to, że przegrywamy dyskusję i nie mamy innych argumentów. I sądzę tak, pomimo posiadanej skłonności do zachowań agresywnych, jak powiedziała kiedyś pewna Osoba.
W dyskusji na scenie politycznej, kulturowej czy społecznej nie ma po prostu miejsca dla troglodytów walących pałami, oblewających czymkolwiek kogokolwiek. Agresja wobec celebrytów - jakiejkolwiek maści, świadczy jedynie o bezradności i braku intelektu agresorów. Dodatkowo nobilituje ofiary napaści i czyni z nich męczenników sprawy, którą akurat popierają. Więcej więc z tego szkody dla ich przeciwników niż pożytku, nawet pominąwszy aspekt prawny czy moralny takich zdarzeń.
Dlatego, chociaż włos mi się jeży na głowie, tym razem jestem po stronie Wojewódzkiego. Chociaż osobiście czasami sam miałbym ochotę go palnąć w łeb, to napastnika należałoby końmi włóczyć po majdanie, tudzież umieścić w dybach na miesiąc w miejscu publicznym. Właśnie na tym polega bycie człowiekiem cywilizowanym - nie czekam na nikogo przed wejściem do radia, żeby ochotę wprowadzić w czyn, tylko dzielę się bez skrępowania ze znajomymi moją opinią o nim. W przeciwieństwie do pitekantropów, mam swój honor. Zresztą - szkoda gadać.......
środa, 2 października 2013
czwartek, 19 września 2013
Zakorkowani.
W pięknym mieście nad rzeką Bystrzycą ostatnio toczy się wiele inwestycji związanych z komunikacją i drogami. I niby wszystko prawidłowo, zbliżają się wybory, więc władza musi uzasadniać swoje istnienie, drogi miejskie są w takim stanie, że dentyści mają zapewnione dochody na wiele lat, bo jeżdżąc nimi nieustannie szczękamy zębami i mózgi obijają nam się o czaszki, od nieustannych podskoków samochodu na dziurach i wybojach. Dobrze więc, że remontują, poprawiają, robią nowe.
Gorzej, że przy okazji drogowcy na spółkę z Komendą Wojewódzką Policji a dokładniej Wydziałem Ruchu Drogowego oraz Urząd Miasta, okazują najwyższy stopień bezmyślności i beztroski.
Dziś wyjechałem do pracy o godzinie 6:45 - niestety nie udało mi się dojechać na czas (8:00). Pomimo że odległość od mojego domu do biura wynosi około 3 kilometry w linii prostej a jadąc samochodem około 4 - 5 kilometrów. Przejechałem trzy czwarte drogi i utknąłem w kilometrowym korku, poruszającym się z prędkością średnią 1 km/h. Miałem więc sporo czasu do obserwacji i rozmyślań. Jak w Nowym Jorku w godzinach szczytu. Przypatrywałem się kolegom kierowcom stającym na głowie aby zdążyć do pracy i wyczyniającym cuda na drodze. Zawracali w poszukiwaniu szybszej drogi, z prawego pasa przejeżdżając pomiędzy samochodami na lewym i podwójną ciągłą pomiędzy pasami, jechali lewym pasem pod prąd w poszukiwaniu kilku centymetrów wolnego miejsca. Odważny pan taksówkarz przejechał na pas lewy i przez jakieś 100 metrów jechał pod prąd skręcając w uliczkę osiedlową, gdzie mało nie zderzył się z audi, próbując wjechać w jednokierunkową pod prąd, co zresztą uczynił i tak jak tylko audi pojechało. Natychmiast znalazł kilku naśladowców, co spowodowało zakorkowanie uliczki jadącymi pod prąd, bo akurat ktoś chciał, zgodnie z przepisami, wyjechać z drugiej strony. Motocyklista przemykał pod prąd prawie po lusterkach stojących samochodów, niektórzy decydowali się na lewostronny ruch byle dojechać do pasa skręcającego w lewo na rondzie. A cała reszta zajmowała się zwyczajowymi rozrywkami kierowcy w korku czyli dłubaniem w nosie, śpiewaniem, poprawianiem makijażu, paleniem, dojadaniem śniadań i uważaniem żeby nie stuknąć kogoś przed i nie być stukniętym przez kogoś za. Kiedy już dojechałem do ronda okazało się, że i tak jest nieprzejezdne, albowiem jadący od Jana Pawła olewali przepis mówiący o tym, że nie wolno wjechać na skrzyżowanie jeśli nie ma na nim miejsca i blokowali całe dwa pasy.
A cały ten Armageddon był wynikiem nie remontu, czy zamknięcia ulicy a zwykłej bezmyślności i głupoty. Zamknięto ulicę, ale nie wyłączono sygnalizacji świetlnej ustawionej i nie postawiono dwóch panów w mundurach, żeby kierowali ruchem. A w dodatku pan Andrzej Fijołek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji, stwierdził, że nikt nie mógł przewidzieć takiej sytuacji.
Przyznaję, że chcąc nie chcąc pomyślałem o panu Andrzeju kilka ciepłych słów. Nikt nie musiał niczego przewidywać. Wydział Ruchu Drogowego KWP w Lublinie ma siedzibę dokładnie na przeciw wymienionego ronda. Z okien panowie policjanci mieli doskonały widok na to co się dzieje. Mogli więc zareagować natychmiast. Tak się jednak składa, że policja wyszła na rondo dopiero o godzinie 9:45. Czyżby tak długo zajęło im picie porannej kawy? Bo spacerkiem mieli całą minutę. Widać ich też zakorkowało na schodach - tak się pchali aby bronić i służyć obywatelom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)