niedziela, 29 grudnia 2013

Współczesne pola bawełny

Poczytałem sobie skargę pracownika Alior Banku, na traktowanie z jakim spotkał się w call center. Polecam tekst:  http://www.dziennikwschodni.pl  I tak jakoś zachciało mi się go skomentować.

Jak widać dyrektorzy i kierownicy (O pardon! Managers and Supervisors) Alior Banku, przejmują wprost techniki zarządzania rodem z Indii i Stanów Zjednoczonych. Zapominając o etyce, zwykłej ludzkiej przyzwoitości i zdrowym rozsądku. Widać, tak się kształcą na SHG czy w innych supermodnych i snobistycznych uczelniach. Pracownik jest jedynie niewolnikiem pracodawcy, nie ma praw i nie ma powodów do traktowania go jak coś lepszego niż zwierzę, któe ma wykonać plan i zapewnić premię dla kierownictwa. W razie gdyby się wypalił czy był na tyle nierozsądny żeby upomnieć się o swoje prawa  - zawsze można go zwolnić dycsyplinarnie lub w zwykły sposób. A pracy sobie nowej w tym naszym Bździszewie nie znajdzie tak łatwo. I co ma innego zrobić ktoś kto ma kredyt mieszkaniowy, dzieciaki na utrzymaniu lub właśnie udało mu się załapać pierwszą pracę?
Dlatego rozumiem, że pracownicy wolą siedzieć cicho, co z kolei sprawia, że samozadowolenie i samozachwyt manegerów rośnie i sięga niebotycznych wyżyn absurdu.

Przyznaję, że takich ludzi, pełniących keirownicze funkcje i to nawet powiedzmy sobie szczerze, sięgające samego Zarządu w wielu firmach, znałem, chociaż przyznaję że znajomości tej podtrzymywać nie zamierzam. Bo mam ten luksus, że znajomych mogę sobie wybierać.

Już nawet nie to, że są oni przeknani święcie o swojej nieomylności i prawie boskiej władzy. Czasem pomimo ukończenia zagranicznych renomowanych uczelni, trzech czy czterech fakultetów, w rozmowie wyłazi z nich po prostu elementrany brak kultury, dobrego wychowania czy jak to tam chcemy nazwać. Przypominam sobie jak słyszałem kiedyś pana Wielkiego Managera, który w stosunku do swojego podwładnego (Mniejszego Managera) przy jego z kolei podwładnym, czyli mnie, używał steku takich przekleństw, że przyznaję  - nie znałem połowy z nich. A sądziłem podówczas, że jestem dość dobrze obeznany z językiem polskim. No i co ? I nic. Dalej robi karierę i jest ceniony na rynku pracy.
Jak widać nadal nie jest ważne jaki jest temat pracy. Ważne kto jest promotorem!

Z drugiej strony, my pracownicy takimi pracodawców naszych czynimy, kłądąc uszy po sobie i zamykając gęby, zachowujemy się jak Boxer z orwellowskiego Folwarku Zwierzęcego, obiecując sobie, że dla sprawy będziemy pracować jeszcze więcej.  I boimy się mówić o tym co jest nie tak, co możemy zmienić, żeby było lepiej, a jedynie przyjmujemy na siebie więcej i więcej obowiązków bojąc się utraty dochodu.
Boimy się mieć własne zdanie i strach ten rozumiem. Nie możemy jednak stać się niewolnikami naszych lęków i nie możemy tracić swojego człowieczeństwa na rzecz wykonania nierealnego planu mającego zapewnić zysk akcjonariuszom i premie zarządowi.
Jeśli więc nasi pracodawcy życzą sobie pracowników kompletnie odmóżdżonych, zastraszonych i bezwolnych, znaczy, że coś jest nie tak. I mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że w dłuższym okresie czasu będzie to miało negatywny wpływ na ich zyski i pozycję ich firm na rynku. Stara zasada, że z niewolnika nie ma pracownika, nadal się sprawdza w ekonomii. Szczególnie w Polsce, gdzie od wieków jesteśmy przyzwyczajeni do działań partyzanckich i sabotaż oraz kombinatorstwo mamy w genach.


  

środa, 25 grudnia 2013

Bożonarodzeniowy Lublin

Jednym z pozytywów posiadania dzieci jest bożonarodzeniowy spacer śladem szopek :) Ostatecznie w każdym kościele jest inna. Dla mnie drugą stroną medalu są jednak doroczne narzekania moich latorośli w rodzaju: Tato, prędzej! Złóż statyw, nie rób kwasu na środku ulicy! i takie tam różne. Mimo to zdążyłem pstryknąć kilka fotek, w trakcie zwiedzania szopek przez resztę rodziny.


















sobota, 7 grudnia 2013

Ksawery w Lublinie

Wizytę Ksawerego zapowiadali wszyscy już od kilku dni. I było rzeczywiście strasznie. Szczególnie, jeśli ktoś się wybierał poza miasto. Ale w Lublinie jak zwykle było spokojniej niż gdzie indziej  i nawet kierowcy autobusów wpadają w świąteczny nastrój. Powiało i owszem, sypnęło śniegiem i przyznaję, że nadal niepokoić się można o tych, którzy akurat wyjechali do rodziny gdzieś w Polskę.  Natomiast w mieście nawet drogowcy nie zaspali i pługi dzielnie zwalczały opad. Jedynie gołębiom nie podobało się to wcale. A ja myślami i tak byłem zupełnie gdzie indziej, łażąc teoretycznie za spóźnionymi mikołajkami.