środa, 15 stycznia 2014

Alkomatyzacja część druga czyli zinfatylizowanie prawodawstwa

Drogi Grzegorzu, chciałem odpowiedzieć na Twój komentarz do poprzedniego tekstu, ale jak zacząłem pisać odpowiedź to jakoś mi się to wszystko rozrosło. Przyznaję - zawsze miałem skłonność do gadulstwa i to nie zawsze sensownego. Wybacz więc te przydługie dywagacje.
Masz kompletna rację  - egzekucja prawa jest fatalna. I tu nie ma dwóch zdań. Sam spotykałem się z Wymiarem Sprawiedliwości w różnych okolicznościach i czasami po prostu ręce opadają. Nie tylko w stosunku do pijanych kierowców organy ścigania są bezradne. Przez opieszałość, gąszcz bzdurnych przepisów, brak odpowiednich prerogatyw lub po prostu "niechciejstwo". A jeśli kara ma rzeczywiście odstręczać od popełniania przestępstwa, powinna być nieuchronna i szybka. Dopiero wtedy będzie skuteczna i będzie działała również prewencyjnie. 
Patrząc jednak na starania naszych ustawodawców, zaczynam wątpić w to, że regulatorzy posiadają zdrowy rozsądek, nie mówiąc już o podstawowej wiedzy na temat systemu prawnego i ustawodawstwa.   
Wiara w to, że przepisy prawa rozwiązują problemy, już tylko samym ich ogłoszeniem w Dzienniku Ustaw, jest po prostu infantylna  - przypomina wiarę dziecka, które zakrywając sobie dłońmi oczy wierzy, że jest niewidzialne dla innych. 
I taki właśnie infantylizm prawny i ustawodawczy prezentują nasze władze. W sytuacjach stresowych  - takich jak ostatnie wypadki na naszych drogach- wydaje się im, że lekarstwem na wszystko jest nowa ustawa lub nowy przepis. 
Wydawanie wciąż nowych ustaw i rozporządzeń powoduje tylko nieczytelność prawa.  Zamiast dążyć do minimalizowania sfer w których przepisy regulują szczegółowo życie, do miejsc gdzie jest to rzeczywiście niezbędne, zmierzamy wprost ku systemowi w którym najdrobniejsze nawet szczegóły życia będą poddane regulacji, sformalizowaniu i zamknięciu w ramach ustawowych norm.
Przypominając sobie prawo rzymskie, którego logika i prostota, stanowiła o jego uniwersaliźmie i przydatności, ze zgrozą patrzę na poczynania ustawodawców zarówno naszych rodzimych, jak i unijnych. 
Zamiast dążyć do spójnego, jasnego i logicznego systemu prawa, starają się za wszelką cenę objąć nim każdy niemal aspekt życia, tak żeby obywatel nie mógł kierować się logiką, etyką czy zwykłym rozsądkiem, a jedynie suchym przepisem prawa. 
Powstają więc takie buble ustawodawcze, nie do końca przemyślane, sprzeczne z innymi przepisami, niemożliwe do wprowadzenia w życie, za to szczegółowo regulujące wszytko co się da. 
Chęć uregulowania i zapisania w odpowiednie normy całego świata (jaka dokładnie ma być krzywizna banana, żeby był bananem, ile substancji smolistych ma być w wędzonych wędlinach, co jest a co nie jest małżeństwem, czego powinny uczyć się czterolatki o seksie i tak dalej) jest tylko zwykłym bałwanieniem do kwadratu, jak powiedziałby Szwejk. 
Reasumując wydawanie przepisów, na mocy których w samochodzie mamy wozić alkomat i wiara w to, że to pomoże ograniczyć liczbę wypadków z udziałem pijanych kierowców jest równie sensowna, jak wydanie przepisu zabraniającego łosiom przechodzenie przez jezdnię w miejscu niedozwolonym pod karą grzywny lub pozbawienia wolności do lat 3. 
Na koniec, przypomniał mi się cytat z Owidiusza, którego kiedyś uczyłem się w szkole, chociaż to utopia, miło sobie pomarzyć: 
(...) Nie z bojaźni kary, 
Lecz z własnej chęci człowiek cnoty strzegł i wiary. Kary, trwogi nie znano. W spiżowych tablicach Groźby praw, i wyroku na sędziego licach Lud nie czytał: bez sędziów byli bezpiecznemi. 




poniedziałek, 13 stycznia 2014

Alkomatyzacja

Okres świąteczny to zwykle u nas w kraju wolne dni. A jak wolne to wiadomo, trzeba spotkać się, chlapnąć trochę wódeczki, no przecież za kołnierz wylewać nie wypada. Wujaszek z chęcią napełni kielonki, i siuup na jedną nóżkę, potem na drugą, trzecią (he, he) i za jakieś tam spotkanie... hik! a poootem jeszcze raz.. i jeszcze... aż nie padniesz pod stół. Bo wypić przecież trzeba. No i ch...! A, że dzieciak akurat się gapi na ojca czerwonego jak burak i bełkocącego trzy po trzy? Nic to! Jeszcze go tatuś do domciu zawiezie, bo tatuś jak pochla to się robi .... ten .. no... Szumajcheer... taaaaki szybki..... i formuła... hik!.... jeden! A wujek i stryjek, kiwają (ledwo) głowami z podziwem. No udał się nam chłopak. Patrz ledwo stoi a gumę spalił z miejsca!
Śmieszne ? Nie - tragiczne, Tak jak zabójstwo dziewczyny na przejściu w Lublinie, bo narąbany gliniarz wracał, w poczuciu własnej bezkarności z balangi, jak zabójstwo połowy rodziny w Kamieniu Pomorskim, jak setki i tysiące innych tego typu wypadków. Statystyki! Statystyki i raporty, gdzie każdy z tych wypadków jest jedynie cyfrą, zaburzającą porządek rzeczy. Więc rząd musi coś robić. Edukacja? Zwiększenie kar za jazdę po pijaku? Prewencja ?
Nie. Rząd wymyśla, że w każdym samochodzie będzie musiał być alkomat. Takie tam ustrojstwo kosztujące od 150 do kilku tysięcy złotych. Zabaweczka po dmuchnięciu w którą, można zobaczyć czy akurat mamy we krwi alkohol czy nie. I oczywiście, kierowca wsiadając do samochodu będzie dnuchał w tą zabaweczkę i jak zobaczy wynik większy niż norma, to już nie pojedzie. Ani nawet silnika nie zapali.
Debilizm  i naiwność naszych rządzących w tej jednej akcji przechodzą wszelkie normy przewidziane. Samo wydanie przepisu niestety nie zmienia rzeczywistości.
Nawet jeśli będziemy mieli alkomaty za 5 000 złotych na pokładzie każdego autka wartego 1500 złotych, nieczego to nie zmieni. Gdyby jeszcze urządzenie było połączone z zapłonem i przy wykryciu dawki śmiertelnej nie pozwoliło zapalić autka, miałoby to jakikolwiek sens. Jednak kiedy zakładamy, że każdy napruty w dechę morderca, wsiadający za kółko, jak już użyje alkomatu to zmądrzeje i wytrzeźwieje, jesteśmy zwykłymi frajerami.
Moi koledzy w jednym z barów bili rekordy wskazań alkomatów. Nie pamiętam na czym stanęło, ale zdaje się iż przekroczono dawkę śmiertelną. I rekordzista dumny był okropnie i brawa zebrał od całej sali. Chociaż tyle, że wracał taksówką. Więc niech mu będzie na zdrowie!
Obrazuje to jednak pewną naszą cechę narodową. Pijanemu się wybacza, bo to takie dziecko niewinne, trzeba go do domku odprowadzić, utulić i żałować. Może i pijanica, ale niezły herbatnik! Tymczasem za kółkiem to nie jest zwykły pijak. To morderca mający w ręku bardzo niebezpieczną broń. Pozwolić mu prowadzić, to jak dać małpie brzytwę.
Jedynym wyjściem w tym wypadku, jest brak tolerancji dla pijanych kierowców, nie ze strony policji czy sejmu, ani nawet księdza proboszcza. Ze strony rodziny, kolegów, żon, kochanek, dzieci, wujków i kompletnie obcych ludzi. Zabierając takiemu rajdowcowi kluczyki i czasami dając mu po mordzie, bo się stawia, nie obrażamy go i nie krzywdzimy, tylko ratujemy mu życie. Jemu albo jego niedoszłym ofiarom.
A alkomatyzacja, to tylko zwykły PR oraz próba obłożenia kierowców dodatkowym podatkiem i zapewnienie obrotów jakiejś firmie, należącej pewnie do krewnych i znajomych Królika, która akurat jest importerem alkomatów z Chin.


Sezon burz


Lubię książki Sapkowskiego. To takie moje spełnienie tolkienowskich fantazji o Władcy Pierścieni dla dorosłych. Tu elfy są nie tylko cukrowato dobre ale i doprowadzone do ostateczności przez panoszących się ludzi, krasnoludy klną jak szewcy i kipią niewybrenym humorem a wampiry czasami są na odwyku. Nic więc dziwnego że pragnąłem położyć łapy na najnowszej książeczce o Wiedźminie. I udało się chociaż pewnie sam bym sobie jej nie kupił. 
Przynaję że siadłem w Święta i przez dwa dni pochłonąłem książkę w całości. Odkładając ją jednak na półkę, poczułem uczucie pewnego niedosytu. 
Niby było tu wszystko: Geralt z Rivii jak zwykle na pograniczu dobra i walecznej naiwności, inteligentne i seksowne Czarodziejki o bliżej... hmm.. nieokreślonym wieku (w każdym razie średnio powyżej 200 lat) niewinne dziewice , potwory, szaleni naukowcy, wredni czarodzieje, rubaszne i proste w obyciu krasnoludy, których przyśpiewki przyprawiają nawet doświadczone kurtyzany o rumieńce. A jednak czegoś mi brakowało.  Nie to że było źle. Było bardzo po sapkowskiemu, krew się lała strumieniami i było w tym pewne przesłanie. A jednak odczułem, że autor pisał nieco z przymusu, jakby wyczerpał już formę w poprzednich tomach i nie pomogło mu w tym, ani przerzucanie czarodziejsko akcji z miejsca na miejsce, ani podstępne intrygi, ani nawet erotyczne przygody bohaterów. 
Przyznaję, że opis kordegardy wraz z jej stażniczkami był uroczy, ale brakowało mi w tym wszystkim tego miłego moim myślom filozoficznego zacięcia pierwszych książek, nie baśniowej i nie przygodowej fabuły, ale oddawania w tym wymyślonym świecie części nas samych. 
Mimo to zachęcam fanów do kilku godzin całkiem solidnej rozrywki z książeczką. Odrobina uśmiechu i odpoczynku, zawsze sie przyda. Burzy jednak się nie spodziewajcie. Tak widać bywa czasami. A może to tylko wstęp i próba przed czymś naprawdę niezwykłym i nowym.   
Va'esse deireádh eap eigean...


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Trzej Królowie w Lublinie

Wcale miła tradycja nam się narodziła  - to już trzeci raz chyba idzie sobie przez Lublin Orszak Trzech Króli. Trochę skomplikowaną trasą bo przez wąskie uliczki co przy ilośc uczestników jest stanowczo karkołomne, ale przyznaję że kolorowo, dzieciom się podoba i tylko wielbłąda mi brakowało oraz koni dla Królów.
Chociaż jakieś tam wielbłądy, lajkoniki, anioły same z siebie i bez zaproszeń same przyszły. Nie wszystko wyszło jak chciałem, ale w sumie zawsze lubiłem spacerki po starówce




















środa, 1 stycznia 2014

Nowy Rok - 2014 !

No i w końcu mamy Nowy Rok. Następuje jak zwykle okres rozliczeń, przemyśleń i nowych obietnic. Dziękuję więc wszystkim moim Czytelnikom oraz Komentatorom i pozostaje mi tylko życzyć wszystkim, aby ten rok nie był gorszy od poprzedniego. Aby nie zawiódł naszych nadziei, które z nim wiążemy i planów, które na ten rok mamy. Pomimo kolejnych wróżb końca świata i nadchodzących katastrof wierzę, że tak właśnie będzie. 
Wszystkiego Najlepszego!!