sobota, 20 maja 2017

Dzień w muzeum.

Kiedy byłem w podstawówce wycieczka do muzeum na Majdanku była punktem obowiązkowym programu. Toteż i ja posłusznie dreptałem za przewodniczką, niewiele chyba rozumiejąc. Ale i wtedy zrobiło to na mnie wrażenie. Pamiętam zapach konserwantu do drewna i wszechobecny zapach śmierci unoszący się w drewnianych barakach i łaźniach. Pytałem dziadka, który przeżył obóz, ale ten tylko poklepał mnie po głowie i powiedział żeby nie pytać.  Potem dużo czytałem o wojnie, obozach, wspomnienia więźniów, katów, opracowania historyczne. Z ciekawości, z przerażenia, że człowiek może być człowiekowi bestią.
Teraz takiej wycieczki w programie nie ma. Koleżanka mojej córki powiedziała: "No bo chłopaki to nawet by się nie umieli zachować, To takie debile! Wstyd ich gdzieś brać!"
Może i tak. A j,a postanowiłem nadrobić braki edukacji moich pociech na własną rękę. Akurat mamy Noc Muzeów, więc okazja dobra.  Przy wejściu okazało się, że co prawda lista zapisów zamknięta tydzień temu, ale może coś się zwolni. I zwolniło. W 30 osób wybraliśmy się na zwiedzanie ekspozycji stałej z przewodnikiem.
Usłyszałem o planie eksterminacji, akcji Reinhardt, Erntefest (bardziej makabrycznie brzmi to po polsku - Dożynki) i stosach całopalnych w Krępcu.
Większość już wiedziałem, więc miałem okazję rozglądać się trochę inaczej, Patrzeć na to przerażające miejsce szukając w nim śladów człowieczeństwa. Ale znalazłem tylko zjawy. Młodą dziewczynkę piszącą w pamiętniku. Dziecko spoglądające z fotografii na której jeszcze nie wiedziało, że będzie za kilka lat martwe. Innych, których wyblakłe cienie wypełniają to miejsce. Od bramy wejściowej po krematorium.
 I tylko w mauzoleum ich nie ma. Tam w ziemi usypanej w kurhan mieszają się ich kości i popioły - Polaków, Żydów, Cyganów, Niemców, Rosjan, Francuzów, Norwegów i Bóg jeden wie ilu jeszcze innych nacji - i nie ma tam waśni, ani sporów. Są równi wobec śmierci i milcząc uczą nas tej równości i tolerancji.