piątek, 31 sierpnia 2012

Amber Gold vs III RP

Wszyscy trąbią o Amber Gold i Marcinie P. Afera zatacza coraz większe kręgi i nie byłoby w tym nic zdrożnego gdyby nie coraz więcej szczegółów coraz bardziej kompromitujących nasze władze. Mówi się więc o sprawie w kontekście nepotyzmu, korupcji, zdrady narodowej i innych temu podobnych wielkich słów. Oczywiście premier deklaruje że wszystko zostanie wyjaśnione i to do końca. Ależ oczywiście. Nie może przecież być inaczej.
Nie jestem zwolennikiem odpowiedzialności dzieci za grzechy ojców i odwrotnie ojców za grzechy synów, ale będąc na pewnym szczeblu politycznej i faktycznej władzy w państwie demokratycznym i w dodatku jeszcze mającym aspiracje do bycia "państwem prawa", nieuniknione jest ponoszenie odpowiedzialności za wybryki latorośli, będących jak same wyznają "debilami".
Swoją drogą wynikałoby z tego że młodzież mamy coraz głupszą. Wyznaje publicznie, że jest "debilem" i tak mu się tam jakoś nie poukładało w głowie. A że pracował dla linii OLT używając nazwiska Józef Bąk - ot takie tam przeoczenie.
Przyznaję, że prowadzę dość dużo korespondencji służbowej i nie przyszło mi wcześniej do głowy, że nie muszę się podpisywać jako ja. Zawsze mogę wysłać maila do mojego prezesa jako Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, lub swojemu dyrektorowi wysłać dane zarządcze jako Darth Vader. Tyle, że to niekulturalnie by było i prawdopodobnie wyleciałbym na zbity pysk za takie dowcipy. Co innego gdybym wysyłał dane poufne do konkurencji - wtedy jak najbardziej  - w życiu nie przedstawiałbym się jako ja. A więc może niekoniecznie debil - skoro wie dobrze, że łamiąc prawo, nie należy podpisywać się swoim nazwiskiem. Po prostu niedouczony idiota  - powinien wiedzieć, że wysyłanie ich z domu lub pracy jest niebezpieczne. Namierzenie ich pochodzenia jest równie łatwe dla średniej nawet klasy specjalisty jak wypicie porannej kawy. Poza tym kto zakłada sobie maile na lipne nazwiska? Chyba, że ten ktoś zamierza wysyłać z nich spam, treści pornograficzne lub używać do innych niecnych celów. I nie można tu wcale nie winić tatusia  - nie wyobrażam sobie żebym nie wiedział gdzie pracuje moje dziecko i co robi, żeby zarobić te kilka złotych. Tak jak nie wyobrażam sobie, że nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za wychowanie i czyny moich dzieci. I piszę to z pełną świadomością jako syn i ojciec. To jednak kwestia pewnych postaw i dobrego wychowania jakie wynosi się z domu. Pomińmy jednak panów "Bąków" - obu i starszego, który teraz będzie musiał się tłumaczyć jak i młodszego, który powinien dostać od ojca w tyłek i beknąć za swoje czyny - ot tak aby nauczył się czegoś w życiu oprócz kombinowania na lewo.
Sprawa Amber Gold nie obnaża jedynie kompletnej klapy pedagogicznej premierostwa. Jest znacznie gorzej. Ta afera sprawia że przynajmniej częściowo i pobieżnie szary Kowalski może zobaczyć jak wygląda życie na szczycie naszych władz i w jego okolicy. Nie wierzę, że wymiar sprawiedliwości jest tak nieudolny że nie potrafi "udupić" jakiegoś tam prezesika, który ma więcej wyroków na sobie, niż ja włosów na głowie. Po prostu czasem wygodniej i bardziej intratnie jest nie widzieć pewnych spraw. Chociaż w przypadku sądów, z pewnego skromnego doświadczenia, jestem w stanie uwierzyć zarówno w przepracowanie sędziów jak i w nieudolność niektórych. Bardziej jednak prawdopodobne jest zwykłe kolesiostwo i chciwość w połączeniu z poczuciem bezkarności.
A może to tylko w Gdańsku sprawa wygląda w ten sposób. Bzdura! Tak jest wszędzie. W naszym "państwie prawa" nepotyzm i korupcja są prawie wszechobecne - począwszy od maleńkich spraw takich jak załatwienie szwagrowi roboty w podległej samorządowi instytucji, skończywszy na ogromnych milionowych interesach, robionych na szczeblach ministerialnych - ot przetarg na miliony pln-ów się ustawi pod znajomego, albo sprzeda coś za bezcen z państwowego jakiemuś "słupowi", który potem przekaże to rodzinie.
Owellowska wizja rządów w naszym Państwie staje się jak najbardziej realna - coraz trudniej odróżnić świnię od człowieka i człowieka od świni. Władza jest tak zachwycona sobą, że nie raczy już zwracać uwagi na to że motłoch patrzy, o konsultowaniu się z nim nie mówiąc. A opozycja jak zwykle próbuje wszystko rozwiązywać komisyjnie. Wczoraj, tak gwoli ścisłości odrzucono wniosek o powołanie komisji śledczej w tej sprawie złożony przez PiS. Tylko jaki jest sens powoływania kolejnej komisji? Biorąc pod uwagę ich skuteczność są jedynie świetnym kabaretem dla widzów, o ile mają tyle cierpliwości, żeby wysłuchiwać zażartych dyskusji na dość niskim poziomie merytorycznym a czasem i kulturalnym.
Społeczeństwo zmęczone jest popisami gladiatorów i rykiem wyleniałych lwów. Nawet palenie na stosach chrześcijan nie bawi już nas tak bardzo. Lud nie chce już igrzysk  - chce spokoju i sprawiedliwości takiej samej dla wszystkich. I niestety nie ma szans na jej otrzymanie. Albowiem "takie będą  Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie". Którą to myśl Jana Zamoyskiego chciałbym niniejszym zadedykować rodzinie Bąków z Gdańska.





poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Jezus by Cecila Gimenez

Hitem internetu stała się pewna staruszka z Hiszpanii, która podjęła się renowacji zabytkowego obrazu Chrystusa w jednym z kościołów. Ot proboszcz poszedł po najmniejszej linii oporu i miast zbierać miliony euro na renowację zabytku wynajął sobie za grosze gorliwą parafiankę. No i mamy :



Dla mniej spostrzegawczych ten po lewej jest przed renowacją a ten po prawej po.
Zastanawiające jest że już teraz ludziska jeżdżą do tego kościoła żeby sobie fotki na FB cykać pod tym dziełem. A w sieci krążą tysiące obrazków z propozycjami dla pani Cecilii "odnowienia" kolejnych arcydzieł. Tu podzielę się jedynie dwoma -według mnie najbardziej brawurowymi.


Według mnie Chrystus z Rio de Janeiro wymiata w nowej wersji totalnie.
Dla ciekawych tutaj jest więcej http://komediowo.pl/title,Amatorka-naprawila-zabytkowy-obraz,wid,14873933,wiadomosc.html
Ale mam nadzieję że wyobraźnia artystyczna nie będzie pani Cecilii ograniczała w niczym i stworzy własny kierunek w sztuce. Ostatecznie tyle jeszcze zostało fresków i obrazów do renowacji że powinno jej starczyć do końca życia.
Niestety morał tej historii jest smutny. Brak kasy i skąpstwo niedouczonych "znawców" sztuki sprawia, że na zawsze tracimy dzieła, które powinny cieszyć oczy jeszcze naszych prawnuków. No ale zastanawiam się ile to wspaniałych płócien, fresków czy rzeźb znajdujących się gdzieś w jakichś prowincjonalnych kościółkach czy domach prywatnych zostało odnowionych w taki sam sposób. W takich wypadkach jestem za wyższymi dotacjami na ochronę dzieł sztuki. 

środa, 22 sierpnia 2012

Odprawa bankowców polskich.

Nadchodzi jesień w "polskich" bankach sypią się zwolnienia jak pożółkłe liście jesiennych drzew. Ostatecznie mamy KRYZYS, więc tych wstrętnych bankowców należy posłać na zieloną trawkę. To ONI są winni zapaści światowego systemu finansowego. A więc na Interii znalazłem sobie artykulik informujący, że banki zwalniają ale bardzo hojnie obdarzają zwalnianych odprawami. Tak więc BPH zwalniający około 600 osób ma wypłacić im średnio po 115 tysięcy złotych, Citi gdzieś tak bidnie po 54 tysiące a Nordea w ogóle się nie popisała i tylko 35 tysięcy. No i zawrzało. Emeryci i renciści zakrzyknęli chórem: Skandal! Zdrada! Za co tym darmozjadom taka kasa!
I mieliby trochę racji gdyby nie to, że to bujda na resorach. Średnia faktycznie wysoka, ale jestem pewny (ponad 15 lat pracy w różnych bankach daje mi pewną znajomość branży) że większość tej kasy otrzyma kadra dyrektorska, która zostanie zwolniona przy okazji - na 600 osób to może być jakieś 6 - 10 osób, a reszta niestety będzie się musiała obejść jakimiś ochłapami.  W artykule nie ma nic na temat zaprzyjaźnionej firmy  a ja sobie dzisiaj posłuchałem rozmowy moich kolegów z tejże firmy i zdrowo uśmiali się na temat wysokości odpraw. Oczywiście przy zwolnieniach grupowych należy się trzykrotność średniego wynagrodzenia, co w zależności od stanowiska wyjdzie od 4,5 tysiąca do 12 tysięcy góra. A resztę trzeba wynegocjować z pracodawcą. Ten z kolei może powiedzieć, że niestety przykro mu, ale nie stać go na więcej i tyle. Tak więc tysiące, mniej lub bardziej wykwalifikowanych, pracowników banków znajdzie się na bruku bez szansy na znalezienie pracy, co nie będzie dobre ani dla gospodarki, ani dla emerytów - ktoś do licha musi pracować na ich emerytury, bo ZUS przetupał całą kasę jaką miał i jedzie pod kreską. A podobno również "zniknął" kasę z OFE. Więc drodzy emeryci nie martwcie się. Nasze pokolenie czeka kara znacznie gorsza jak dożyje Waszych lat. Będziemy żebrać na ulicach, wspominając że nasi ojcowie i dziadowie mieli przynajmniej te 650 złotych miesięcznie.
Ponieważ i w mojej Firmie ukochanej, w służbie której poświęciłem już chyba z 10 lat mojego bezwartościowego życia szykują się zwolnienia już snujemy z kolegami plany na niedaleką przyszłość. A wyglądają one mniej więcej jak na poniższym obrazku:

Kto wie czy nie jest to prorocze zdjęcie. Bo z odpraw to sobie nie pożyjemy za długo. Pozostanie nam brama na Furmańskiej i dresiki kupione od "Ruskich" na targu. Zawsze na pilnowaniu samochodów na Placu Zamkowym zarobimy na "jabola" i jakoś to będzie. Przynajmniej schudnę trochę bo teraz lekarz narzeka, że jestem nieco z gruby.
Na szczęście wśród masowych zwolnień jest jednak wyspa zielona, gdzie nie tylko nie zwalniają nikogo ale jeszcze rośnie lawinowo liczba etatów. W administracji państwowej liczba etatów od 2008 roku wzrasta sobie spokojnie. W niektórych resortach nawet o 100%. Albowiem wiadomo powszechnie - więcej niezadowolonych obywateli wymaga więcej pilnujących ich urzędników. Tak więc wygląda spełnienie obietnic o tanim państwie - ceny rosną, liczba urzędników też a obywatele idą na zasiłki. Jesteśmy wdzięczni. i nie omieszkamy naszej wdzięczności wyrazić. 

sobota, 18 sierpnia 2012

Nie ma jak KULTURA PICIA czyli Łowcy.B w akcji

Zamiast prohibicji wolę walkę o kulturę picia. O i tttyyyyleee...

Jarmark Jagielloński

Jarmarki były z reguły miejscem wymiany nie tylko towarów, ale i plotek oraz po części zdobyczy kulturalnych. Szczególnie w Lublinie, który leżał na styku kultur. Od pewnego czasu więc włodarze Koziego Grodu, urządzają nam taki jarmark i z roku na rok staje się on coraz uboższy. W tym roku zabrakło turniejów i zabaw rycerskich na błoniach pod zamkiem, czy to z powodu remontu, czy też z powodu kryzysu. Nie wiem. Ale szkoda. Dobrze wiedzieć że są jeszcze fascynaci średniowiecza, którzy od święta przywdziewają czasem zbroję i piorą się mieczami po szyszakach jak szaleni. No tak. Ale ja się urodziłem o jakieś 900 lat za późno.
Mimo to dobrze się było przejść po starówce, napić kwasu chlebowego importowanego z Litwy (że też ten nasz nie smakuje tak dobrze!) i poobserwować tłumy kłębiące się na Starówce. A to plon tych obserwacji .

Powyżej - wiedziałem że święci są wśród nas ale czasem można też nas dostrzec pomiędzy świętymi, a niżej ikonopisarz  - od razu poznać że artysta i uduchowiony - prawie jak pustelnik.





 A tu poniżej sposób w jaki nasze miasto zarabia na tego typu imprezach - kupując w bramie grodzkiej jakiś szmuk, słyszałem jak handlujący tym całym kramem głośno woła - a wypisujcie sobie - jak kredytowy to i tak mogę się nim podetrzeć!

 Ten rycerz to był dopiero luzak!







czwartek, 16 sierpnia 2012

Estonia - Polska 1:0

Aż pokuszę się o krótki komentarz.. Bo to już dziewiąte spotkanie naszych "miszczów" z Estonią - i pierwsze przegrane. A miało być tak pięknie. Przeciwnik wybrany został trafnie - żadna to Brazylia czy Hiszpania. Ba! Nawet nie Rosja, która jak chce to nawet zagra. Pan selekcjoner zdecydował się więc na pokazanie kibicom i znawcom nowej taktyki, która miała zmienić oblicze naszego zespołu. A wyszło jak zawsze. Pierwsza połowa w nowym ustawieniu  - dopiero pod koniec cokolwiek się działo  - jedna (dosłownie) akcja  -zresztą zagrana zgodnie z oczekiwaniami - niedokładnie. Druga połowa w "starym" ustawieniu Smudy - też jakoś naszym orłom nie pomogła - nie potrafili rozegrać piłki i najwyraźniej 90 minut na boisku przekracza ich możliwości fizyczne. Za to Estończycy w doliczonym czasie skopali naszych na 1:0 całkiem ładnym strzałem z wolnego.
Czyli co? Ano nic. Oczywiście selekcjoner może mówić że mało czasu miał na przygotowanie i wprowadzenie strategii  - tyle, że do licha wszyscy Ci panowie grają w jakichś klubach, u nas czy za granicą i mimo wszystko powinni bez większej zadyszki przebiegać 90 minut (ja bym nie mógł ale ja nie jestem zawodowcem) i nawet powinni umieć podawać piłkę między sobą. No cóż. Zdaje się że nie mamy się co spodziewać rewelacji w kolejnych turniejach i spotkaniach. Co prawda trener Fornalik wpuszcza nowych (Ariel Borysiuk) ale tylko takich, których zna z poprzednich posad. Pozostały skład bez zmian. Nawet do bramki wrócił (nie)Szczęsny, któremu może i nie można odmówić techniki, ale za to szczęścia nie ma gość za grosz a wiadomo - bramkarz to taka pozycja że dobrze mieć tam kogoś komu drużyna ufa. Nawet jak nie jest to Casillas. A mówiono mi kiedyś że przed wojną jak w domu uciech cielesnych interes szedł kiepsko to nie przestawiało się mebli a po prostu zmieniało "panienki".
Debiut selekcjonera był więc fatalny. Ale co tam. Panie Waldku pan się nie boi cały PZPN za panem stoi! 

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

W ruinach

Uwielbiam stare zamki a nawet ruiny. Efekty poniższe to nawet nie jest obróbka - w większości było niebiesko, granatowo i pochmurnie z małymi przebłyskami słońca. A niebo wyglądało jak rzeka, czy też rzeka wyglądała jak niebo. 










niedziela, 12 sierpnia 2012

Nocą wszystko wygląda inaczej

Człowiek nie jest zwierzęciem nocnym. Chociaż niektórzy z nas nie boją się nocy. Czasem widać wtedy rzeczy których w świetle dziennym nie zobaczylibyśmy wcale.
Na przykład można potwierdzić teorię Kopernika. Mi się udało całkowicie przypadkiem. Zamiar był całkiem inny a wyszło jak wyszło. Muszę kiedyś poświęcić nockę na eksperymenty :) Za to widziałem Perseidy. I tak wypowiedziałem życzenie. Chociaż pewnie się nie spełni. 



wtorek, 7 sierpnia 2012

Kazimierz Dolny 2012

Miasteczko pełne zatrzymanych w pamięci chwil. Zawsze kiedy spaceruję tymi uliczkami odkrywam nowe lub znane ale zapomniane detale. Szkoda, że nie wszystko potrafię oddać odpowiednio. Niestety dopiero zaczynam przygodę z fotografią :)










MSZ promuje "historię" Polski?

Olimpiada w Londynie trwa,  jak zwykle wielkie nadzieje okazują się płonne i nic się nie stało, a inni tak jak Tomasz Majewski zdobywają medale i cały blichtr sławy ich  g. obchodzi. Robią to co lubią i mają z tego radochę. Szacun Panie Tomku!
Ale w trakcie olimpijskiego zamieszania umyka nam wiele spraw, na które moglibyśmy zwrócić uwagę, gdyby nie gapienie się w TV. Taką drobną rzeczą jest śmierć ostatniego z 200 obrońców Westerplatte. Major Igancy Skowron zmarł w wieku 97 lat. No cóż. wiek piękny i z mojego pokolenia pewnie mało kto go doczeka. Człowiek przeżył szmat czasu. Więc niby normalne - a jednak jakoś tam podświadomie czuje się że mija pewna epoka. Od wojny i okupacji (niemieckiej) minęło już ponad 60 lat. Większość ludzi, która przeżyła ten koszmar już nie żyje, a nowe pokolenia dowiadują się wszystkiego z książek, o ile w ogóle po nie sięgają, bo z tym niestety jest różnie. Wiedzę o historii czerpią z internetu i TV - a mało który małolat ogląda Discovery. Czemu jednak o tym piszę? Wymieranie pokoleń to rzecz normalna. Natura i tyle.
Ano temu, że poczytałem sobie artykuł w którym ktoś tam donosi uprzejmie że nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało polecenie placówkom dyplomatycznym promowania książki pt. Piekło wyborów, w której opisane są przykłady dotyczące udziału Polaków w Holokauście, oczywiście są również podane przykłady mówiące o tym, że no nie wszyscy  - niewielka grupa przeciwstawiła się społeczeństwu i ukrywała skazanych na zagładę Żydów.
Ta "niewielka" grupa uratowała od śmierci 300 tysięcy Żydów. No to nieźle, czyli jeśli przypada po 1 osobie ratowanej na łebka to wychodzi że 300 tysięcy Polaków jednak pomagało. Doliczmy również ich rodziny, które były przecież bezpośrednio zagrożone - nikt z SS nie pytał czy wiedzieli tylko rozstrzeliwano wszystkich domowników. Nie licząc przypadków kiedy Żydzi zostali jednak złapani a razem z nim zastrzelono i Polaków. Oj takich sytuacji też było sporo.
Podaje się, że łącznie w krajach okupowanych przez III Rzeszę mieszkało przed wojną około 7, 8 miliona Żydów z czego w czasie Holokaustu zginęło 6 milionów. Te 300 tysięcy to faktycznie niewiele. Fakt. Wspomnijmy jednak,t że w roku 1939 ludność Polski wynosiła według danych demograficznych 34,9 miliona a według badań z roku 1947 już tylko 23,9 miliona  - nawet licząc emigrację i zagładę prawie całkowitą ludności żydowskiej jest to dość przerażająca statystyka.
Przywołam jedynie wyliczenia z roku 1993 opublikowane w  C. Łuczak, Polska i Polacy w drugiej wojnie światowej, Poznań 1993, s. 683. Straty ludności mieszkającej na terenie Polski wyniosły według autora 6 milionów osób. Z czego 2,9 miliona to właśnie ludność żydowska zamordowana w trakcie Shoah.
No cóż,. liczby można naginać, ale tak jakby wynikało z tego, że zginęło w trakcie wojny i okupacji tyleż samo Polaków (w tym i innych mniejszości) co Żydów zamieszkałych w Polsce. Liczba mieszkańców Polski dorównała stanowi z 1939 roku dopiero w 1978 roku. Tyle badania demograficzne.
A ja sam pamiętam jak dziadek nie chciał wspominać obozu i wstydził się do końca życia przed wnukiem wytatuowanego numeru, pamiętam jak drugi dziadek wspominał, że jego brat ukrywał żydowskie dziecko u siebie i trochę u nich w domu i traktował jak swoje - moja ciocia wyjechała z Polski w latach 80-tych.. I wiele jeszcze takich wspomnień słyszało się od ich znajomych. Oczywiście były też takie, których się wstydzili - jak rabowanie tego co zostało z getta lubelskiego, poszukiwania ukrytych  przez Żydów "skarbów" i takie z których byli dumni  - egzekucje na kolaborantach, szmalcownikach i innych śmieciach. Wojna wyciąga z ludzi zarówno najlepsze jak i najgorsze cechy. Ostatecznie instynkt przetrwania w homo sapiens jest bardzo silny. Nie mogę więc wybaczyć księdzu Waszkinelowi - uratowanemu od zagłady przez polską rodzinę tego, że mówi - "była polska rodzina, która miała również odwagę przeciwstawić się polskiemu społeczeństwu." Każdemu przykładowi zezwierzęcenia można przedstawić przykład humanitaryzmu z tych samych czasów. Społeczeństwo walczyło o przetrwanie i pomagało przetrwać innym. Jednostki ludzkie równoważyły, jeśli nie przeważały, jednostki nieludzkie. Niestety mieliśmy potem ustrój dość odmienny od normalności i wiele lat wszystkie te zbrodnie, zamiast zostać rozliczone, zostały pokryte zmową milczenia - w komunizmie nie było odcieni szarości: Niemiec - zły, Polak i Ruski  - dobry. Więc oczywiste, że teraz odkrywając takie zdarzenia jak Jedwabne, przeżywamy szok. Nasz poukładany obraz tego co było dobre a co złe, zostaje zburzony. I niektórzy zaczynają iść w stronę samoubiczowania popadając w paranoję, którą karmią się zachodnie media. Sami poprzez nasze narodowe niedowartościowanie tworzymy mit Polski jako kraju antysemitów i kolaborantów. A już promowanie takich postaw przez POLSKIE MSZ jest po prostu czystej wody kretynizmem. Szczególnie, że jak tylko ktoś użyje potem słów "polskie obozy koncentracyjne" to podnosi się krzyk i biadolenie. Zamiast więc promować takie postawy, MSZ powinno chyba zająć się promocją naszej historii i kultury  - nie taką jaką chcą nas widzieć zachodni politycy a takiej jaka jest naprawdę. Bez martyrologii i wiecznego "Chrystusa Narodów", ale i bez służalczości i naginania naszych dziejów do pasującej właśnie opcji. Zawsze byliśmy i jesteśmy dumnym Narodem i na całe szczęście więcej w nas z reguły było bohaterów niż świń, chociaż te ostatnie się zdarzały, zdarzają i będą zdarzały - jak wszędzie. I jako obywatel tego właśnie kraju żądam od naszego Ministerstwa i Rządu promowania prawdziwej i zgodnej z faktami historii naszego Państwa. Nie ma się czego wstydzić.


piątek, 3 sierpnia 2012

Uwolnić zawody i psychopatów, czyli wiadomości

Uwielbiam czytać wiadomości. Niekoniecznie oglądać, bo niektórzy prezenterzy doprowadzają mnie do rozpaczy i rwania włosów, albo nie dotrzymują słowa (vide Jarosław Kuźniar TVN) i kłamią (vide DTV za czasów  PRL a pewnie i nie tylko). No to sobie dziś przy obiedzie otworzyłem portal i czytam. Jarosław Gowin, mój ulubieniec, znowu chce uwalniać zawody. Miałem się zabrać do lektury, bo żywotnie mnie interesuje zostanie adwokatem lub radcą prawnym, a bez kompletnego uwolnienia tego zawodu nie miałbym najmniejszej szansy, kiedy mój wzrok, kaprawy od gęstego i cholernie pikantnego sosu do chińszczyzny, padł na sąsiedni news pod tytułem "Powrót morderców" - zaintrygowany kliknąłem na linka i przeczytałem, że na skutek amnestii, zniesienia kary śmierci i takich tam innych humanitarnych zabiegów w ciągu kilku następnych lat wyjdzie na wolność około setki ukaranych za seryjne gwałty i morderstwa psychopatów. No to wszystko jasne. Po niezbyt sensownych i udanych próbach uwolnienia zawodów niewolnych, minister Gowin w końcu dopiął swego i uwolnił zawody mordercy, gwałciciela, psychopaty i seryjnego mordercy. Sukces to tyleż spektakularny co i miły społeczeństwu. Przecież jak to przemiłe i gruntownie zresocjalizowane w naszych zakładach karnych towarzystwo wylezie na wolność, obywatele od razu zaczną płacić wyższe podatki z których można będzie sfinansować dodatkowe etaty w Policji, byle broniła nas przed zakusami tychże zwyrodnialców. Dojdzie do tego, że każdy obywatel weźmie na wikt i opierunek jednego stróża prawa i zapewni mu zakwaterowanie w swoim własnym domu a wieczorem będzie on odprowadzał córki lub żony i pilnował nieletnich na placu zabaw.W tym wydaniu i wilk będzie syty i owca cała a ofiarami morderców i pedofili będą jedynie rumuńskie żebraczki i ich dzieci, których i tak nie ma kto bronić. Brawo! W każdym razie ja mam zamiar wystąpić o pozwolenie na posiadanie broni palnej, najlepiej AK-47 lub jakiegoś poręczniejszego karabinu maszynowego, którym będę mógł naszpikować ołowiem każdego psychola jaki zbliży się do mnie czy mojego stada na odległość mniejszą niż zasięg rażenia owej maszynerii. Najlepiej, żeby mnie się taki karabin w teczkę mieścił służbową.
No cóż a teraz trochę bardziej serio. Nie jestem zwolennikiem kary śmierci - to jest mimo wszystko zbyt radykalna kara i zbyt bezbolesna dla psychopaty, który nie potrafi odczuwać tak jak normalny człowiek. Ale jestem za tym, żeby takie jednostki izolować od społeczeństwa dożywotnio, do samej ich śmierci. Według kryminologów recydywa w przypadku psychopatów i seryjnych morderców czy gwałcicieli jest tak wysoka, że wypuszczanie na wolność któregokolwiek to po prostu loteria w której stawką jest niestety ludzkie życie. W dodatku przy powrocie do przestępstwa, jak się to łagodnie nazywa, bardzo często następuje eskalacja zachowań i przestępstwa stają się znacznie brutalniejsze i drastyczne. Cała rzecz w tym że psychopata nie potrafi współczuć, ani żałować - jest jednostką pozbawioną empatii wobec swoich ofiar i nastawioną czasami jedynie na zaspokajanie swoich, zwyrodniałych według nas a naturalnych dla niego, potrzeb. Tak więc nie mamy co liczyć na to, że zostali oni "nawróceni", "zresocjalizowani" i "poprawieni" w naszych zakładach karnych, gdzie resocjalizacja w większości wypadków jest tak samo skuteczna jak kadzidło w wypadku śmierci pacjenta. Nie wiem czy nasi prawodawcy zdają sobie sprawę że ci ludzie, czy też może te osobniki, bo trudno mówić tu o ludziach, nie siedzieli za kradzież pietruszki, pobicie szwagra na weselu czy nawet niezapłacenie alimentów. To są urodzeni mordercy, maszyny do zabijania i do w dodatku bardzo często bardzo dobrze potrafiący ukrywać swoją prawdziwą twarz. Są inteligentni i niebezpieczni. I nic na to nie poradzą. - tacy już się urodzili. A wymiar sprawiedliwości w ramach ochrony obywateli naszego państwa, powinien zapewnić im dożywotnią izolację od reszty, niech tam.. nawet na koszt chronionych. Paranoja polega na tym że gdyby ci osobnicy znieważyli polityków a nie daj Panie PREMIERA lub PREZYDENTA lub co najgorszą ohydą nie zapłacili podatku VAT na czas, nasze opiekuńcze państwo ścigałoby ich do końca życia, zrujnowało i posadziło na lata za kratki. Ale oni przecież tylko zabijali, gwałcili i torturowali, a to przecież rodzi tak potrzebny ruch w interesie Policji, która ma co robić, Prokuratury i Sądów, zapewnia zatrudnienie i dochody tylu osobom, że w czasach ogólnego kryzysu może i dobrze że wychodzą. Znowu coś się ruszy!
A szlag tam by trafił taką politykę przeciwdziałania bezrobociu.  W końcu wezmę sobie do serca słowa komendanta Policji w Sopocie - o pardon! byłego komendanta - "A co to nie macie kominiarek i pał ? Sami zróbcie porządek!" Toż to manifest godny pochwały! No więc może rodzi się we mnie taki Dexter Morgan? W sumie też czasami zdaje mi się, że gdzieś we mnie też jest psychopata. Szczególnie po lekturze najświeższych wiadomości.


czwartek, 2 sierpnia 2012

Lekki kac

Bardzo lubię tą piosenkę. I niech tam.. jestem sentymentalny...albo głupi. I niewiele mnie to obchodzi. Przynajmniej nie dziś w nocy. Miłego słuchania.


środa, 1 sierpnia 2012

Szewc z Lichtenrade, czyli podróż pomiędzy wymiarami.

Nie wytrzymałem. Po wypłacie poleciałem do księgarni i kupiłem nową antologię opowiadań Andrzeja Pilipiuka Szewc z Lichtenrade. A potem z braku czasu ponad dwa dni ostrzyłem sobie kły przed rozpoczęciem lektury, pamiętny czasów, kiedy połknąłem w jedną noc Homo Bimbrownikusa i zaczytałem w mgnieniu oka Rzeźnika Drzew.  W końcu udało mi się ukryć przed wszystkimi, wyłączyć telefon i zapiąć pas w wehikule, jaki zwykle pan Andrzej przygotowuje dla swoich czytelników, zabierając ich w podróż w niemożliwe. Fantasy i fantazja na całego.

Przyznaję, że pierwsze opowiadanie rozbawiło mnie do łez. Sam pomysł świata w którym nieco role w historii się odwracają i mamy imperium pansłowiańskie (choć nie tylko), zamiast germańskiej Rzeszy, może i nowy nie jest, ale wykonanie godne poprzednich dzieł autora. Samo wyobrażenie Adolfa Schickelgrubera, na zasiłku dla kombatantów, ubranego w berecik malarski i wygłaszającego peany na temat słowiańskiej sztuki powala. Reszta zaś, łącznie z zacnym doktorem Mengele jako dilerem dragów w zaułkach zdominowanego przez żydowską mafię i ogólnie untermensch'ów Berlina, sprawia że mimowolnie sarmackiego wąsa się podkręca - nawet jeśli się go akurat nie posiada.
Pozostałe opowiadania utrzymują poziom. Ze szczególnym według mnie wskazaniem na Sekret Wyspy Niedźwiedziej. Czasem wywołują zdumienie, czasem rozbawienie a czasem odrobinę dreszczyku, tak charakterystycznego dla dobrych opowieści grozy. Mnóstwo barwnych postaci, nie tracących pomimo niecodziennych wydarzeń w jakich przychodzi im się znajdować, nic ze swego realizmu (lub jeśli autorowi akurat tak się zamaiło  - karykaturalnego przerysowania cech charakteru) , zaskakujące zakończenia i zwroty akcji, które utrzymują czytelnika w napięciu do końca opowiadania.
U Pilipuka nadal i niezmiennie fascynuje mnie wiedza  - przede wszystkim historyczna, ale nie tylko , która jest doskonałym uzupełnieniem jego fantazji i wyobraźni, tworząc mieszankę wybuchową, sprawiającą że wraca się do jego opowiadań z przyjemnością. Nie tylko tych nowych.
Odrobinę, jako zagorzałemu zwolennikowi Jakuba Wędrowycza, brakowało mi, w tym zestawie postaci zupełnie nowych i znanych już z poprzednich opowiadań, tego starego dziada, ale przecież nie tylko bimbrem i wampirami człowiek żyje a i autorowi nudno byłoby ograniczać się wyłącznie do pisania przygód tego degenerata. Co nie przeszkadza mi czekać niecierpliwie na kolejne. Ogólnie mogę z czystym sercem polecić lekturę tego tomiku. Jest to podróż poprzez niecodzienne światy, której nasza wyobraźnia czasami potrzebuje choćby po to żeby oderwać się od rzeczywistości. 

Nocne przemyślenia o dzieciach, budownictwie i Egipcie

Zdajemy się sobie lepsi od naszych rodziców i przodków, a jesteśmy jedynie karłami, które wspięły się na barki olbrzymów i teraz myślą. że są od nich większe. Czy rzeczywiście jako rasa dziczejemy? Stajemy się jedynie powielaczami tego co już było i nie potrafimy samodzielnie tworzyć niczego? Nie wiem. Słuchając muzyki moich pociech dochodzę czasem do takiego wniosku. Tak popularne obecnie remiksy, to po prostu beat nałożony na melodię z lat osiemdziesiątych czy sześćdziesiątych i jakieś dodatkowe wstawki mruczane w slangu, którego poza afroamerykaninem, nikt nie jest w stanie zrozumieć. Przyznaję, że czasem brzmi to nieźle, chociaż nie jestem fascynatem tego typu muzyki.
No ale nie od dziś tak było, że dzieci korzystając z osiągnięć rodziców, czy dziadków wybijały się i zyskiwały poklask i sławę. Przy okazji opowiadań znajomych o tym jak tam było w Egipcie, słuchałem peanów na temat tego, jakie wrażenie robi piramida Cheopsa czy Sfinks i zapytałem czy byli też w Dahshur, żeby zobaczyć pierwszą piramidę jaką zbudowano w Egipcie. A to ta w Gizie nie była pierwsza? - pechowo zapytał kolega. Pechowo, bo akurat wsiadł na mojego małego konika a ja zacząłem na nim z przejęciem galopować, aż mi się przypomniało, że to akurat nie o moich wakacjach rozmawiamy. Mając więc odrobinę taktu (chociaż pewnie niektórzy stwierdzą, że akurat w tym nie jestem najmocniejszy), wlepiłem oczy w kubek z kawą i zająłem się swoimi myślami.


A myślałem o tym biedaku, z odrobiną manii wielkości, Sneferu. Z tą odrobiną, to może nieco eufemizuję. Facet miał ego jak stąd do Kairu. Zamarzyło mu się mieć najfajniejszy nagrobek na świecie, a tak się składało, że miał na to, prócz ochoty zarówno środki jak i okazję. Ostatecznie był założycielem czwartej dynastii faraonów Egiptu. On, czyli Pan Mądrości (o ile dobrze pamiętam tłumaczenie słowa maat) Horusa, Złoty Sokół Horusa, Ten Który Czyni Doskonałym, jak w wolnym dość tłumaczeniu brzmiały niektóre z jego imion, w skrócie Sneferu czy też Snefru, wybudował sobie grobowiec piramidę w Dashur, ale zanim zbudowano mu ten doskonale kształtny pomniczek, jak wyczytałem w tym artykule http://news.discovery.com/history/pharaoh-sneferu-120724.html , z uporem maniaka ćwiczył sobie na swoim własnym piramidowym poletku doświadczalnym o powierzchni około bagatela 420 hektarów, nie wspominając o projektach, które porzucił  jako poronione pomysły, nie spełniające królewskich norm, jak piramida w Meidum, czy znajdująca się także w Dahshur Łamana Piramida, która za czasów świetności musiała błyszczeć z daleka białym kamieniem licowym, ku chwale budowniczego, bo zwano ją "Tą która błyszczy na południu". Nie była jednak dość dobra. Dopiero Czerwona Piramida spełniła jego wymagania i łaskawie dał się niej pochować. Właściwie we wszystkim przewyższał zapał budowlany swoich następców - zarówno w pomysłowości, uporze, jak i ilości - wszystkie jego piramidy (w sumie cztery sztuki) ważą około 9 milionów ton, co było nie było, przewyższa osiągnięcia jego synka Chu-fu czyli naszego poczciwego Cheopsa (taka ksywka grecka) No, ale kto tam by po 4,5 tysiąca lat pamiętał. Wiemy, że jak piramidy to Cheops i tyle. Sic transit gloria mundi! Niech więc tam sobie spoczywa biedaczyna w spokoju, w jakichkolwiek tam chciał zaświatach. A mi czas wrócić do naszej rzeczywistości z nadzieją, że moje potomstwo prześcignie znacznie moje osiągnięcia i popijając sobie piwko z Abrahamem, będę mógł dumnie się tym chwalić. A niech tam! Jestem mniej wymagający od Sneferu. No i właśnie znowu zagalopowałem się nieco z moim konikiem. A miałem pracować nad poważnymi rzeczami. :)