Nie wytrzymałem. Po wypłacie poleciałem do księgarni i kupiłem nową antologię opowiadań Andrzeja Pilipiuka Szewc z Lichtenrade. A potem z braku czasu ponad dwa dni ostrzyłem sobie kły przed rozpoczęciem lektury, pamiętny czasów, kiedy połknąłem w jedną noc Homo Bimbrownikusa i zaczytałem w mgnieniu oka Rzeźnika Drzew. W końcu udało mi się ukryć przed wszystkimi, wyłączyć telefon i zapiąć pas w wehikule, jaki zwykle pan Andrzej przygotowuje dla swoich czytelników, zabierając ich w podróż w niemożliwe. Fantasy i fantazja na całego.
Przyznaję, że pierwsze opowiadanie rozbawiło mnie do łez. Sam pomysł świata w którym nieco role w historii się odwracają i mamy imperium pansłowiańskie (choć nie tylko), zamiast germańskiej Rzeszy, może i nowy nie jest, ale wykonanie godne poprzednich dzieł autora. Samo wyobrażenie Adolfa Schickelgrubera, na zasiłku dla kombatantów, ubranego w berecik malarski i wygłaszającego peany na temat słowiańskiej sztuki powala. Reszta zaś, łącznie z zacnym doktorem Mengele jako dilerem dragów w zaułkach zdominowanego przez żydowską mafię i ogólnie untermensch'ów Berlina, sprawia że mimowolnie sarmackiego wąsa się podkręca - nawet jeśli się go akurat nie posiada.
Pozostałe opowiadania utrzymują poziom. Ze szczególnym według mnie wskazaniem na Sekret Wyspy Niedźwiedziej. Czasem wywołują zdumienie, czasem rozbawienie a czasem odrobinę dreszczyku, tak charakterystycznego dla dobrych opowieści grozy. Mnóstwo barwnych postaci, nie tracących pomimo niecodziennych wydarzeń w jakich przychodzi im się znajdować, nic ze swego realizmu (lub jeśli autorowi akurat tak się zamaiło - karykaturalnego przerysowania cech charakteru) , zaskakujące zakończenia i zwroty akcji, które utrzymują czytelnika w napięciu do końca opowiadania.
U Pilipuka nadal i niezmiennie fascynuje mnie wiedza - przede wszystkim historyczna, ale nie tylko , która jest doskonałym uzupełnieniem jego fantazji i wyobraźni, tworząc mieszankę wybuchową, sprawiającą że wraca się do jego opowiadań z przyjemnością. Nie tylko tych nowych.
Odrobinę, jako zagorzałemu zwolennikowi Jakuba Wędrowycza, brakowało mi, w tym zestawie postaci zupełnie nowych i znanych już z poprzednich opowiadań, tego starego dziada, ale przecież nie tylko bimbrem i wampirami człowiek żyje a i autorowi nudno byłoby ograniczać się wyłącznie do pisania przygód tego degenerata. Co nie przeszkadza mi czekać niecierpliwie na kolejne. Ogólnie mogę z czystym sercem polecić lekturę tego tomiku. Jest to podróż poprzez niecodzienne światy, której nasza wyobraźnia czasami potrzebuje choćby po to żeby oderwać się od rzeczywistości.
Przyznaję, że pierwsze opowiadanie rozbawiło mnie do łez. Sam pomysł świata w którym nieco role w historii się odwracają i mamy imperium pansłowiańskie (choć nie tylko), zamiast germańskiej Rzeszy, może i nowy nie jest, ale wykonanie godne poprzednich dzieł autora. Samo wyobrażenie Adolfa Schickelgrubera, na zasiłku dla kombatantów, ubranego w berecik malarski i wygłaszającego peany na temat słowiańskiej sztuki powala. Reszta zaś, łącznie z zacnym doktorem Mengele jako dilerem dragów w zaułkach zdominowanego przez żydowską mafię i ogólnie untermensch'ów Berlina, sprawia że mimowolnie sarmackiego wąsa się podkręca - nawet jeśli się go akurat nie posiada.
Pozostałe opowiadania utrzymują poziom. Ze szczególnym według mnie wskazaniem na Sekret Wyspy Niedźwiedziej. Czasem wywołują zdumienie, czasem rozbawienie a czasem odrobinę dreszczyku, tak charakterystycznego dla dobrych opowieści grozy. Mnóstwo barwnych postaci, nie tracących pomimo niecodziennych wydarzeń w jakich przychodzi im się znajdować, nic ze swego realizmu (lub jeśli autorowi akurat tak się zamaiło - karykaturalnego przerysowania cech charakteru) , zaskakujące zakończenia i zwroty akcji, które utrzymują czytelnika w napięciu do końca opowiadania.
U Pilipuka nadal i niezmiennie fascynuje mnie wiedza - przede wszystkim historyczna, ale nie tylko , która jest doskonałym uzupełnieniem jego fantazji i wyobraźni, tworząc mieszankę wybuchową, sprawiającą że wraca się do jego opowiadań z przyjemnością. Nie tylko tych nowych.
Odrobinę, jako zagorzałemu zwolennikowi Jakuba Wędrowycza, brakowało mi, w tym zestawie postaci zupełnie nowych i znanych już z poprzednich opowiadań, tego starego dziada, ale przecież nie tylko bimbrem i wampirami człowiek żyje a i autorowi nudno byłoby ograniczać się wyłącznie do pisania przygód tego degenerata. Co nie przeszkadza mi czekać niecierpliwie na kolejne. Ogólnie mogę z czystym sercem polecić lekturę tego tomiku. Jest to podróż poprzez niecodzienne światy, której nasza wyobraźnia czasami potrzebuje choćby po to żeby oderwać się od rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz