sobota, 30 marca 2013

Wielkanoc 2013 - zapisane w biegu

Zawsze gdzieś tam w tle przygotowań świątecznych jest przypominana w mediach i w dyskusjach między znajomymi dyskusja o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą lub odwrotnie. Dla mnie kompletnie bzdurna i bezsensowna. Wielkanoc jest najważniejsza i basta! Tyle, że od dawna o tym nikt nie pamięta. W tym biegu, kiedy z językiem na brodzie biegamy po sklepach, kupując podobno według jakiegoś planu, tony żywności, piekąc, gotując, smażąc, znosząc to wszystko do kuchni i pokojów przyległych, być może ta świecka część zyskuje jakiś nieokreślony, abstrakcyjny sens. Od tygodnia pastujemy podłogi, trzepiemy dywany, czyścimy i polerujemy. Przed samymi świętami z rozpaczą w oczach spoglądamy na nasze konta i czujemy każdy staw w kolanach i każdą chrząstkę w kręgosłupie a całe święta sprowadzają się jak co roku do oklapnięcia w fotelu i napchania się racjami żywnościowymi, które mogłyby utrzymać w niezłej kondycji kompanię wojska przez miesiąc. To podejście wymusza w nas podobno tradycja. A ja jakoś tej tradycji zachowywać nie chcę. Nie to, żebym nie był skłonny do porządkowania domostwa, czy nie lubił nieźle zjeść. Zauważam jednak, z każdym rokiem bardziej, że coś w tych świętach mi umyka, czegoś mi brakuje, czegoś znacznie ważniejszego niż pełna lodówa i piwo w zasięgu ręki. Podczas slalomów w hipermarketach, słuchaniu w radiu audycji o tym jaki celebryta, jak i gdzie spędzać będzie ten wolny czas, potykaniu się o worki ze słoikami do wyniesienia ginie to, co w świętach powinno być najważniejsze. Pokrywa je otoczka kompletnie dla mnie niezrozumiałych symboli - wyłażą z każdego kąta wielkanocne kurczaczki, wielkanocne króliczki inne zwierzaczki - no nie wiem, kangury, owce, pieski, kotki  - równie wielkanocne jak tyrannosaurus rex. Po chwili gubię się w tym wszystkim i zaczynam poddawać się podprogowemu przekazowi który wypycha moją skołataną głowę. Do cholery  - szukałem nawet kartki wielkanocnej takiej internetowej, żeby wstawić na stronę oficjalną i jedyne co znajdowałem, przez dobre kilka stron wyszukiwania to te durnowate króliczki, wystające z jajek albo na odwrót - jajka wystające z króliczków. No i co to ma wspólnego z Wielkanocą ? Nic  - kompletnie! Serio, serio. Nawet w naszych życzeniach jest coraz mniej wielkanocnie - życzymy sobie mokrego lejusa, smacznego jajka, a nawet spotkałem się z jakimiś jajkami, które ten króliczek ma podrzucić (znowu ten futrzak!) Nikt, lub prawie nikt, oprócz takich oszołomów jak ja, nie mówi wcale o tym, że Wielkanoc jest kompletnie i wyłącznie RELIGIJNYM świętem. Nie ma w niej ani grama świeckości, ani minimum konsumpcjonizmu. Traktuje bowiem o bezinteresownej miłości. Tyle, że o tym zapomnieliśmy. Idziemy w sobotę poświecić jaja, może nawet wieczorem na jakąś mszę - chociaż długo, więc raczej rano na rezurekcje a potem siedzimy spokojnie w domkach, opychamy się i dopijamy kolejną kolejkę wódki nalewanej przez wujka. Pod tym względem tradycji musi stać się zadość. Tradycji bzdurnej i spłycającej całość, jak to tylko możliwe. A to co nas omija jest przecież niesamowite, kompletnie niespotykane, począwszy od Wielkiego Czwartku aż do Rezurekcji, dzieje się coś, co nigdy i w żadnej religii nie miało precedensu. Coś co jest, przynajmniej dla katolików i przynajmniej powinno być, największą sprawą w dziejach ludzkości. Czasem szkoda, że nie zadajemy sobie trudu w zrozumienia, przekroczenia progu naszej dorocznej tradycji i nawyku. I mówię tu także o sobie. Na szczęście w tym roku było odrobinę inaczej, czyjeś słowa w tłumie i prośba, wyzwanie przed jakim musiałem stanąć i któremu muszę sprostać, ból i choroba która nie daje mi o sobie zapomnieć, sprawiły że na sekundę zatrzymałem się i może odrobinę wyrwałem spod sterty króliczków i kurczaczków i mimo, że nie zmieniło się we mnie wiele, to jednak już coś.  

P.S. Prywatnie kocham króliczki. Mam nawet w domu jednego, który jest naprawdę miłym zwierzątkiem. Nie podrzuca żadnych jajek, ani prezentów za to fuka na mnie jak próbuję mu zabrać pojemnik na jedzenie.


Wielkanoc 2013

Życzę Wszystkim Radosnych i Pełnych Nadziei i Wiary Świąt Wielkiej Nocy. A także tego żeby chociaż na chwilę zatrzymać się w tym pędzie w jakim żyjemy na co dzień. :)


piątek, 15 marca 2013

Atak zimy w Lublinie

Jaki tam atak.. pada śnieg.. po prostu. Co prawda pada w dużych ilościach, ale co tam! Warunki iście arktyczne. Brak wyjazdu z uliczek osiedlowych a te główne są ledwie odśnieżane. Co powoduje dość zabawne sytuacje. A ja bawiłem się aparatem w trakcie jazdy.. tylko mnie nie wydajcie  ;)





czwartek, 14 marca 2013

Czas ucieka...

Wraz z punktem siedzenia zmienia się punkt widzenia. Lata temu człowiek bał się reakcji rodzicieli na mierne lub całkowity brak postępów w nauce a teraz z przerażeniem znalazł się po drugiej stronie barykady. W każdym razie patrzę na to wszystko z lękiem i poczuciem beznadziejnie przegranej bitwy. W jaki sposób Hemingway mógłby konkurować z Facebookiem, w jaki sposób dzieje historii powszechnej mogą być ciekawsze niż Pudelek. Nasze dzieci  - w dużej mierze przez nas samych i nasz brak konsekwencji  - stają się bezwolnymi istotami, dążącymi do spełniania momentami perwersyjnej żądzy bycia popularnymi i zatracającymi się w wirtualnym poczuciu własnej dojrzałości i mądrości. A przecież to są nasze przepustki do nieśmiertelności, krew z krwi. Tym boleśniejsze są takie porażki. I  może tu tkwi błąd  - w naszym rozumieniu miłości - ta prawdziwa nie jest bezkrytycznym wpatrzeniem w jej podmiot. Wymaga od nas czasem więcej pokory i cierpliwości niż posiadamy - źle rozumiana potrafi więc niszczyć, nas samych a nawet tych których kochamy.
Z drugiej strony, patrząc na następne pokolenie zaczynam rozumieć lęk moich rodziców. Ich obawę, że nie poradzę sobie z życiem. Nie, to nie to, żeby geografia czy fizyka były najważniejsze i stanowiły o człowieku. O tym kim jesteśmy stanowi nasza osobowość. Ale właśnie ona objawia się w naszej chęci zdobywania wiedzy, przejmowaniu odrobiny odpowiedzialności za innych i otaczający nas świat.  Najzabawniejsze jest to, że nasze dzieci tak samo jak kiedyś my uważają że są nieśmiertelne a porządek świata jaki istniał w chwili ich narodzin jest niezmienny i nienaruszalny. Nic bardziej mylnego. Tempus fugit! I zanim się obejrzymy przez palce przepływa nam nasze życie, którego nawet nie zdążyliśmy dobrze się nauczyć. A ja sam dochodzę do wniosku, że osobiście nie nauczyłem się jeszcze niczego i z wiekiem wiem coraz mniej. 
Może to smutne przemyślenia. Ale na inne dzisiaj mnie nie stać. 
I smutna piosenka - podobno napisana pod wpływem kryminałów Chandlera. Jeśli nie czytaliście  - polecam. Private investigations.
And what have you got at the end of the day? 
What have you got to take away? 
A bottle of whisky and a new set of lies 
Blinds on the windows and a pain behind the eyes ....


środa, 13 marca 2013

Habemus papam!

Właśnie ogłoszono nazwisko nowego Papieża.  Wiemy już wszyscy kogo oznajmił biały dym i bicie dzwonów. 76 letni Franciszek I-szy, stanął w sposób bardzo skromny przed tłumami, wypowiedział pierwsze słowa jako papież i udzielił pierwszego błogosławieństwa. Jeszcze raz okazało się, że tak mało nowoczesna instytucja jak konklawe jest skuteczna. Dla wierzących nie jest to nic dziwnego - ostatecznie to nie rada podeszłych w latach kardynałów, a ich Szef wybiera, oni tylko starają się ten wybór dobrze odczytać. Oby tak było tym razem. Szczególnie, że ten miły i skromny człowiek będzie potrzebował wiele siły i wytrwałości. Szczególnie jeśli wybór imienia nie był podyktowany tylko chęcią oddania czci świętemu Franciszkowi, ale też chęcią powiedzenia nam, że ten papież będzie również bożym szaleńcem jak tamten Franciszek. Z tego byłbym zadowolony. Bo właśnie takich szaleńców trzeba w tych czasach - głoszących ewangelię wilkom i krukom. Obawiam się tylko o to, że sił może mu nie starczyć. Tu jednak działa inna siła i inna wola niż ludzka, więc tak pewnie ma być, bo jest to potrzebne. Jak sam powiedział Franciszek -jego koledzy znaleźli go na końcu świata.
Z drugiej strony przegrałem zakład i oznajmiam mojemu Wierzycielowi, że jestem gotów na Jego wezwanie w każdej chwili spełnić świadczenie do którego się zobowiązałem. Albowiem verbum nobile debet esse stabile. 
Z trzeciej strony. Dobrze, że tak szybko dokonano wyboru. Oglądając wiadomości i programy publicystyczne miałem już odruch wymiotny, patrząc na specjalistów jakich spraszano z wszelkich stron aby komentowali i wyjaśniali wszystko co wiedzą o Kościele. Były dominikanin, wzywający do zniesienia celibatu, apostata- filozof Krzysztof Szulim, bardzo mądrze wywodzący jak to bardzo Kościół musi bić się w piersi i w końcu dopuścić kobiety do konklawe. Jakże to miłe i mądre i właściwe, kiedy w trakcie "sede vacante" wyłażą tego typu kreatury, aby sprzedawać swoje mądrości. Ich nagła troska o Kościół, który na co dzień mają w głębokim poważaniu, jest, zapewniam, jedynie chwilowa i skierowana na żałosną próbę wykreowanie siebie na autorytet. Nawet wspominać mi się nie chce o jeszcze bardziej żenujących próbach powrotu na szczyty popularności Kuby W. i jemu podobnych.
Jeszcze bardziej chyba żenujące niestety są wywody prowadzących programy - i tu nawet na tle całości, Monika Olejnik wyróżnia się moim skromnym zdaniem, kompletną ignorancją i sprowadzaniem wypowiedzi swoich gości do jakże smakowitych, według niej, walk koterii i partii w łonie Kościoła.
Nie jest ważne tak do końca czy ten papież będzie Papieżem czy tylko zwykłym rzemieślnikiem. Ważne jest, że przez dwa tysiące lat na tronie Namiestnika Króla, jakim był święty Piotr, jeden po drugim następują tegoż Namiestnika następcy. I nawet jeśli ten nie będzie Świętym na miarę czasów, to z pewnością będzie ważnym trybem i jako Namiestnik, będzie uczestniczył w realizacji planu jaki ma jego Król. A więc ja również annuntio vobis gaudium magnum: Habemus Papam! Eminentissimum ac reverendissimum Dominum Jorge Maria Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Bergoglio, qui sibi nomen imposuit Franciscus!


piątek, 8 marca 2013

Dzień Kobiet

To dziwne święto. Spychane przez Walentynki w zapomnienie a jednak istniejące jako relikt zamierzchłych już dla niektórych czasów. Jednak dla mnie ma nieco inny charakter. I nie chcę o tym mówić bo to tak bardzo osobiste i moje. A więc tylko zacytuję wiersz Yeatsa, wiersz, który oddawał dokładnie to co czuję i co co myślę, zarówno lata temu jak i dzisiaj. I będziesz wiedziała, dlaczego chciałbym mieć taką niebiańską szatę :)

Had I the heavens’ embroidered cloths,
Enwrought with golden and silver light,
The blue and the dim and the dark cloths
Of night and light and the half-light,
I would spread the cloths under your feet:
But I, being poor, have only my dreams;
I have spread my dreams under your feet;

Tread softly, because you tread on my dreams. 




poniedziałek, 4 marca 2013

Znajomości nigdy nikomu nie zaszkodziły!

A co tam! W takich trudnych czasach, niepewności tego co będzie za tydzień, miesiąc, rok, nie ma co się oglądać na honor. Jak się ma znajomych i to nieźle ustawionych i potężnych to trzeba się chwalić. A kto wie - może dzięki temu zrobi się zawrotną karierę. Lub przynajmniej utrzyma posadę.  W więc się chwalę. :) Jestem prawomyślny i oddany firmie okropnie. I już od lat wierzyłem, że słuszną linię ma nasz Zarząd :)


Odrobina Bizancjum w środku Lublina.

Byłem zaproszony na chrzest. To wielki zaszczyt dla każdego, bo w jakiś sposób uczestniczy się tu w radości rodziców z wprowadzenia ich dziecka do Kościoła. Tym razem jednak miałem okazję zobaczyć chrzest prawosławny, co dla katolika, a nawet dla "ale-katolika", rzadkie i niezwykłe. I odrobinę czułem się nieswojo  - ostatecznie jako łacinnik, nie chciałem wypalić z jakimś faux pas, zakłócającym ceremonię tak ważną i podniosłą. Na szczęście kapłan prowadzący okazał się wyrozumiałym i miłym człowiekiem, a nawet zachęcał mnie (w trakcie ceremonii  :) ) do łażenia, gdzie mi się tylko podoba. Skorzystałem z zezwolenia, nie zapominając, że uczestniczę w misterium. Mimo, że kaplica była niewielka a chór, jak mnie ostrzegano, nie był obecny, dało się poczuć odrobinę przepychu wschodnich świątyń. I wsłuchując się w modlitwy, rozumiane bardziej sercem niż umysłem i moją koślawą znajomością języków, mogłem sobie wyobraźnią dopowiedzieć śpiewy chóru cerkiewnego i dym kadzidła słodki i odurzający. I znaleźć się na chwilę w świecie zupełnie odmiennym od codzienności.





piątek, 1 marca 2013

Teksas Rangers nie przybędą czyli wątpliwości na Dzikim Wschodzie


Mam chyba jakieś takie skrzywienie.  Za długo pewnie pracuję w korporacjach. Różnych. I daltego z pewnym sceptycyzmem odnoszę się do tak zwanego usprawniania procesów, wielkich szans dla rozwoju mojej kariery oraz przygody, jaką właśnie mój pracodawca, kompletnie za darmo, funduje swoim pracownikom. Z reguły oznacza to reorganizację struktury (czytaj zwolnienia), zwiększanie kompetencji (czytaj obowiązków) i oczywiście większe "zfokusowanie na targecie" jakim jest optymalizacja kosztów osobowych (czytaj obniżka płacy). A w praktyce? Dochodzi do sytuacji kompletnie debilnych.
Ano, że wspomnę tu  przykład mojego znajomego, który został zwolniony z dniem 1 marca z zaprzyjaźnionej firmy.  Kilka dni przed zwolnieniem, kiedy okazało się że nowy właściciel i jego specjaliści najwyższej klasy, nie bardzo mogą sobie poradzić z zastąpieniem go bo po prostu brakuje im wiedzy i fachowości, otrzymał propozycję umowy na jeszcze 1,5 miesiąca za całkiem niezłą kasę, aby zdążył wprowadzić kogoś w swoje obowiązki. A więc średnio chyba na tym "zaoszczędzono". Podobne akcje są w korporacjach na porządku dziennym a ten i podobne przykłady świadczą dobitnie o tym, że ich działania nie mają nic wspólnego z logiką, sensem oraz jakością procesów jakie są tam wykorzystywane. Liczy się doraźny efekt. Miesięczny obrót, odzysk, zmniejszenie kosztów czy uwolnienie rezerw w danej chwili. Nie liczą się głębsze i dalekosiężne plany ani logika. Być może jest to spowodowane krótkoterminowymi kontraktami dla managerów. Skoro istnieję w danej organizacji tylko na 5 lat to obchodzi mnie tylko to co teraz. A po mnie choćby potop!
Tak jakoś pisze mi się o tym w związku z kolejną reorganizacją, przesunięciami i związnymi z tym kolejnymi obietnicami. I rozumiem chęć utrzymania morale załogi na wystarczającym poziomie w celu uniknięcia paniki, ale czasem brak informacji lub unikanie tematu działa gorzej niż prawda powiedziana wprost. I powtarzanie że będzie dobrze i nie ma się co martwić daje efekt wręcz odwrotny od zamierzonego.
Najbardziej śmieszą zaś ludzie, którzy mówią półprawdy (a jak wiadomo pół prawdy to całe kłamstwo) oraz lawirują w semantyce na forum publicznym, przekonani o swoim ogromnym intelekcie i niskim IQ słuchaczy, opowiadający jak to złapaliśmy Pana Boga za nogi, mając szansę uczestniczyć w czymś tak wielkim i doniosłym. Na pytania natomiast mają uniwersalną odpowiedź  - "To ja się zorientuję i wam przekażę", albo "Nie wiem, ale to przecież nie jest ważne!"  Nie pobije to co prawda narcyzmu jednego z moich kierowników, który na biurku miał swoje zdjęcie w samych slipkach, ale i tak jest przedstawieniem żenującym i wystawiającym marne świadectwo prelegentom.
Co nam pozostaje? Czytać między wierszami, domyślać się prawdy i weryfikować informacje w każdy możliwy sposób. I zachować zdrowy rozsądek i logikę w odbieraniu rzeczywistości. Bo niestety nie możemy liczyć w naszym kraju na Strażników Teksasu z Chuckiem Norrisem na czele - ten zresztą za kasę BZWBK właśnie pojechał na wczasy w Bieszczady -  i niestety w razie czego kawaleria nie przybędzie.  Za to z pewnością przybędzie wątpliwości.