czwartek, 19 września 2013

Zakorkowani.

W pięknym mieście nad rzeką Bystrzycą ostatnio toczy się wiele inwestycji związanych z komunikacją i drogami. I niby wszystko prawidłowo, zbliżają się wybory, więc władza musi uzasadniać swoje istnienie, drogi miejskie są w takim stanie, że dentyści mają zapewnione dochody na wiele lat, bo jeżdżąc nimi nieustannie szczękamy zębami i mózgi obijają nam się o czaszki, od nieustannych podskoków samochodu na dziurach i wybojach. Dobrze więc, że remontują, poprawiają, robią nowe.
Gorzej, że przy okazji drogowcy na spółkę z Komendą Wojewódzką Policji a dokładniej Wydziałem Ruchu Drogowego oraz Urząd Miasta, okazują najwyższy stopień bezmyślności i beztroski. 
Dziś wyjechałem do pracy o godzinie 6:45 - niestety nie udało mi się dojechać na czas (8:00). Pomimo że odległość od mojego domu do biura wynosi około 3 kilometry w linii prostej a jadąc samochodem około  4 - 5 kilometrów. Przejechałem trzy czwarte drogi i utknąłem w kilometrowym korku, poruszającym się z prędkością średnią 1 km/h. Miałem więc sporo czasu do obserwacji i rozmyślań. Jak w Nowym Jorku w godzinach szczytu. Przypatrywałem się kolegom kierowcom stającym na głowie aby zdążyć do pracy i wyczyniającym cuda na drodze. Zawracali w poszukiwaniu szybszej drogi, z prawego pasa przejeżdżając pomiędzy samochodami na lewym i podwójną ciągłą pomiędzy pasami, jechali lewym pasem pod prąd w poszukiwaniu kilku centymetrów wolnego miejsca. Odważny pan taksówkarz przejechał na pas lewy i przez jakieś 100 metrów jechał pod prąd skręcając w uliczkę osiedlową, gdzie mało nie zderzył się z audi, próbując wjechać w jednokierunkową pod prąd, co zresztą uczynił i tak jak tylko audi pojechało. Natychmiast znalazł kilku naśladowców, co spowodowało zakorkowanie uliczki jadącymi pod prąd, bo akurat ktoś chciał, zgodnie z przepisami, wyjechać z drugiej strony. Motocyklista przemykał pod prąd prawie po lusterkach stojących samochodów, niektórzy decydowali się na lewostronny ruch byle dojechać do pasa skręcającego w lewo na rondzie. A cała reszta zajmowała się zwyczajowymi rozrywkami kierowcy w korku czyli dłubaniem w nosie, śpiewaniem, poprawianiem makijażu, paleniem, dojadaniem śniadań i uważaniem żeby nie stuknąć kogoś przed i nie być stukniętym przez kogoś za.  Kiedy już dojechałem do ronda okazało się, że i tak jest nieprzejezdne, albowiem jadący od Jana Pawła olewali przepis mówiący o tym, że nie wolno wjechać na skrzyżowanie jeśli nie ma na nim miejsca i blokowali całe dwa pasy.   
A cały ten Armageddon był wynikiem nie remontu, czy zamknięcia ulicy a zwykłej bezmyślności i głupoty. Zamknięto ulicę, ale nie wyłączono sygnalizacji świetlnej ustawionej i nie postawiono dwóch panów w mundurach, żeby kierowali ruchem.  A w dodatku pan Andrzej Fijołek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji, stwierdził, że nikt nie mógł przewidzieć takiej sytuacji.  
Przyznaję, że chcąc nie chcąc pomyślałem o panu Andrzeju kilka ciepłych słów. Nikt nie musiał niczego przewidywać. Wydział Ruchu Drogowego KWP w Lublinie ma siedzibę dokładnie na przeciw wymienionego ronda. Z okien panowie policjanci mieli doskonały widok na to co się dzieje. Mogli więc zareagować natychmiast. Tak się jednak składa, że policja wyszła na rondo dopiero o godzinie 9:45. Czyżby tak długo zajęło im picie porannej kawy? Bo spacerkiem mieli całą minutę. Widać ich też zakorkowało na schodach  - tak się pchali aby bronić i służyć obywatelom. 
A ciekawe co będzie jutro..... chyba pójdę do pracy na piechotę.. będzie szybciej i zaoszczędzę trochę nerwów.


niedziela, 15 września 2013

Spacer po Starym Gaju

Czasem fajnie mieć takie miasto, gdzie zaraz za rogiem bloku rośnie las. Kiedy byłem mały uganialiśmy się po nim, robiliśmy podchody i czasami znikali na całe dnie. Wtedy był to wielki i tajemniczy las. Siedziba dzikich bestii i miejsce w którym wszystkie baśnie i legendy mogły ożyć. Szczególnie po zmroku.
Dziś zmienił się nie do poznania. Zostało tylko kilka starych ścieżek, które jeszcze pamiętałem i coraz bardziej zarastające okopy. Przeszliśmy z córą cały las, od początku do końca. Jakiś mniejszy jest teraz. Pewnie się skurczył. A może po prostu to ja się zestarzałem i wszystko wydaje mi się mniejsze? Nadal jednak jest w nim cicho i spokojnie, szczególnie w samym środku. 









wtorek, 10 września 2013

40:1 - Wizna '39

To było nad Wizną - 74 lata temu. Jedni podają że około 400 inni, że 700 żołnierzy, niedozbrojonych i w niedokończonych umocnieniach, odpierało przez trzy dni - od 7 do 10 września, atak około 30 000 żołnierzy niemieckich dysponujących nowoczesnym sprzętem i mających wsparcie artylerii i lotnictwa. Dla większości nieznany epizod wojenny. A dla nas powód do dumy. W trakcie wojny może i byli wśród nas szmalcownicy, pewnie było też sporo zwykłych świń i kapusiów, ale Ci Żołnierze pokazali, że nie tak łatwo nas złamać i nie łatwo damy się skundlić. Gloria Victis!

piątek, 6 września 2013

Równościowe przedszkole - niech płeć nas nie ogranicza!

"Bawię się z kim chcę, robię to, co chcę, płeć nie ogranicza mnie.
Czy jestem dziewczynką, czy jestem chłopakiem, mogę być pilotką, mogę być strażakiem
Czy jestem chłopakiem czy jestem dziewczynką, bawię się lalkami i olbrzymią piłką.
Bawię się z kim chcę, robię to, co chcę, płeć nie ogranicza mnie!"
To, jak podają newsy na różnych portalach, wierszyk, którego mają uczyć się przedszkolaki w ramach programu "Równościowe przedszkole". No i racja - płeć mnie nie powinna ograniczać, nikt nie będzie mi narzucał, w żaden sposób, czy mam być chłopcem czy dziewczynką! Powinienem sam zadecydować w danej chwili, czy chcę być jednym czy drugim! Ostatecznie, według naszych edukatorów, płeć to nie są tylko cechy zewnętrzne - płeć ustala się nie przez posiadanie lub nie pewnych narządów - ustala się ją poprzez edukację i właściwe wzorce kulturowe w dowolnym okresie życia jednostki. Najlepiej jak najwcześniejszym. 

Postanowiłem więc od dziś kierować się właśnie powyższą zasadą.
Zacząłem do naszej "korpo", w której pracuję od lat  - zaszeregowany i zaszufladkowany jako facet! A przecież czasem czuję się tak bardzo kobieco. Chciałbym, żeby ta moja kobieca strona była szanowana przez moich współpracowników i współpracownice. 
Dlatego też dzisiaj zacząłem od zamówienia wegetariańskiego lunchu. Zupka, krem z  brokułów z odrobinką śmietanki i wegetariańskie penne. I zapowiedziałem od razu, że czuję się dziś kobietą i proszę o traktowanie mnie zgodnie z moim samopoczuciem, bo nie chcę już być niewolnikiem stereotypów i płciowego szowinizmu. Koledzy oczywiście zbaranieli. Ale są przyzwyczajeni do różnych sytuacji, więc po chwili stałam się przedmiotem niewybrednych drwin. Mimo to w ich oczach widziałam zazdrość, że jestem tak odważna.  
W przerwie więc poszłam do toalety damskiej poprawić makijaż i ogólnie poplotkować, co spowodowało dość nerwową reakcję koleżanek przebywających akurat w toalecie oraz określenie mnie jako "palanta"!. 
Witać, że to Polska B i nawet kobiety są obarczone stereotypami i maksymalnie nietolerancyjne oraz moherowe! 
Lekko zniesmaczona takim traktowaniem, poszłam do szefa prosząc o urlop. Bo akurat czuję, że mam PMS i wolałabym iść do domu. Przyznaję, że spodziewałam się takiej reakcji albowiem znany jest ze swojej nietolerancji wobec kobiet. Usłyszawszy więc, że mam iść natychmiast do psychiatry a ogólnie przestać się wydurniać, obrażona wyszłam z pracy.  
Ponieważ dobrze wiem, że każdej dziewczynie można poprawić samopoczucie zakupami po drodze wstąpiłam do galerii handlowej. I tu znowu wyłazi zaściankowość naszego miasta  - w damskiej toalecie wywołałam nieco pisków i obraźliwych epitetów - w męskiej wszystkie kabiny były zajęte a z pisuaru kobieta korzystać nie będzie ! Ostatecznie robię co chcę i płeć nie może mnie ograniczać. 
Podobnie było w przebieralni jednego ze sklepów, gdzie miałam zamiar przymierzyć bardzo seksowną bieliznę i taki śliczny śliwkowy żakiecić. Ale niedokształciuchy jedne, zawołały ochroniarza, a ten z kolei użył wobec mnie jako kobiety, przemocy fizycznej i przy wtórze moich krzyków, że to dyskryminacja i w ogóle naruszenie moich praw i nietykalności cielesnej wyprowadził na zewnątrz. Zboczeniec jeden! 
Po tym epizodzie stwierdziłam że jednak lepiej będzie pojechać do domu. W autobusie znów spotkałam się z kompletną nietolerancją i chamstwem, kiedy poprosiłam o ustąpienie mi miejsca albowiem ten brzuch to jest moja ciąża i nie powinnam tak stać, kiedy facet sobie bezczelnie siedzi. No proszę! Co to ja się nasłuchałam od tego buraka i jakiejś staruszki w moherowym berecie! Wredne aspołeczne typy! Zaścianek kompletny 
W końcu dotarłam do domu, rzuciłam teczkę na podłogę w przedpokoju i rozwaliłam się na sofie, wołając aby natychmiast podano mi piwo i ogólnie odwalili się ode mnie na resztę dnia, bo mam PMS i czuję się fatalnie. A poza tym od dziś jestem kobietą i do odwołania tak proszę mnie traktować. Co się potem działo! Nawet nie chcę już mówić. Okazuje się jednak, że z największym niezrozumieniem oraz fobią spotkać się można we własnym domu. 
Tak więc drodzy Państwo, jestem jak najbardziej za kontynuowaniem, a nawet rozszerzaniem, tego typu edukacji - szczególnie tu na wschodzie Polski, gdzie brakuje kompletnie tolerancji wobec indywidualności i poszanowania wolności w wyborze płci. Co udało mi się dziś udowodnić na moim własnym przykładzie! 
Dlatego uważam że rację ma nasze Ministerstwo Edukacji. Należy już od przedszkola uzmysławiać dzieciom  -które z urodzenia są rodzajem nijakim - że ich płeć nie jest wcale determinowana przy narodzinach i mogą sobie ją dowolnie kształtować zależnie od upodobań. Jeśli takowych nie mają - mam nadzieję, że Ministerstwo wprowadzi jakiś program, który pozwoli im uzmysłowić sobie jaką to płcią tak naprawdę chcą być. I oczywiście będzie to płeć z punktu widzenia rządu i UE właściwa. 

środa, 4 września 2013

Sportowy market - tylko dla idiotów!

Od kilku tygodni mam ochotę pojechać w góry. A ponieważ moje stroje turystyczne zużyły się już prawie kompletnie, odczułem brak odzieży właściwej o tej porze roku w wysokich górach. Postanowiłem sobie sprawić więc kurtkę tak zwany softshell. Oczywiście ponieważ jestem leniwy, wybrałem sklep internetowy sportowymarket.pl, którego kiedyś byłem już klientem, chociaż przyznaję, że skusiła mnie bardzo atrakcyjna cena tej kurteczki, w dodatku całkiem renomowanej firmy. No a poza tym ładnie na ich stronie piszą o jakości usług i mają logo rzetelnej firmy.
Dokonałem więc zakupu w piątek popołudniu i zapłaciłem natychmiast jak mam w zwyczaju kartą kredytową. W ciągu kilku minut dostałem potwierdzenie dokonania sprzedaży i spokojnie pogrążyłem  się w weekendowym nieróbstwie.



Jakież było  moje zdziwienie, kiedy w poniedziałek rano zadzwoniła do mnie paniusia z tegoż sklepu, z informacją, że ona baaaardzo przeprasza, ale ostatnią kurtkę z tej promocji sprzedała w sobotę i wysłała mi maila z prośbą o podanie konta to mi odda kasę.
Przyznaję, że przez chwilę zapomniałem języka w gębie i poczułem się nieco głupawo. Po chwili jednak dałem wyraz mojemu niezadowolonemu, w sposób o tyleż kwiecisty co głośny, na co usłyszałem jedynie, że pani jest niekompetentna w rozwiązywaniu tego typu spraw. No pewnie!  - zakończyłem rozmowę  - i z wrednym uśmieszkiem na pysku, zabrałem się za pisanie skargi, zażalenia, czy jak kto woli donosu na skrzynkę kontaktową tejże firmy.
Oczywiście wypomniałem w nim, że według ich własnego REGULAMINU oraz prawa cywilnego umowa sprzedaży została zawarta w piątek, wobec czego NIE MIELI PRAWA sprzedać kurtki, będącej moją własnością już w piątek wieczorem, innej osobie w sobotę ani nawet w niedzielę. A robiąc to, naruszyli z pięć tuzinów przepisów kodeksów, począwszy od cywilnego a skończywszy na rodzinnym i opiekuńczym a nawet konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Zażądałem również w terminie czterech dni przesłania mi mojego towaru lub zaproponowania mi identycznego lub o podobnych właściwościach w tej samej cenie. Albo... i tu wyliczałem wszelkie plagi jakie spotkają szefostwo, właścicieli oraz pracowników tej firmy, do czterech pokoleń wstecz i w przód. Począwszy oczywiście od rzecznika, sądu, policji i prokuratury a skończywszy na szarańczy i trądzie.
Z poczuciem dumy z epistoły, wcisnąłem wyślij i dla pewności, żeby nikt nie mówił, że nie odebrali, zacząłem wykręcać numer na infolinię. Panienka odbierająca, zgodnie chyba z polityką firmy dotyczącą kontaktów z durnymi klientami, stwierdziła uroczo, że jest niekompetentna i skierowała mnie do obsługi sklepu, z którą rozmawiałem przez chwilą - równie jak ona niekompetentnej.
W końcu po 15 minutach od zakończenia rozmowy z infolinią, zadzwonił zdaje się kierownik sklepu z pytaniem, jak chciałbym rozwiązać powstały problem. Z satysfakcją oznajmiłem, że już napisałem jak bym chciał to rozwiązać, a chyba nie są tak niekompetentni, żeby nie umieć czytać ze zrozumieniem.
Słychać było prawie jak pan kierownik, po drugiej stronie słuchawki, opanowuje chęć mordu, ale po chwili zaproponował, że może przejrzymy ofertę to sobie coś wybiorę.
I owszem. Obok w ofercie była identyczna kurtka, w tej samej cenie, tyle że brązowa a nie czarno-zielona jak chciałem. I tak jak przy tamtej, w sklepie internetowym była informacja, że jest dostępna w magazynie. Zgodziłem się więc łaskawie na to, żeby wysłano mi kurtkę w innym kolorze, a pan ofiarnie zaproponował, że pójdzie na magazyn i sprawdzi czy rzeczywiście są i oddzwoni.
Nie chodził chyba daleko, bo po 5 minutach zadzwonił, że ... są na stanie kurtki w zamawianych wcześniej przeze mnie kolorach. Witki mi opadły. No w mordę misia! To jakiej cholery szarpiecie mi nerwy? I tu nastąpił krótki, acz treściwy, monolog z mojej strony, traktujący o intelektualnych przymiotach pracowników mienionej firmy oraz ich podejściu profesjonalnym do biznesu i klienta. W końcu wykrzyczawszy się nieco, zażądałem natychmiastowego zapakowania towaru i wysłania na podany adres.
Długo nie mogłem opanować spazmatycznego śmiechu po zakończeniu tej rozmowy. Jakieś 10 minut chyba. Po tym, mniej więcej, czasie zadzwonił znowu pan KIEROWNIK z informacją, że mają jeszcze jeden problem - otóż w Tomaszowie Lubelskim, skąd dzwonił, nie ma paczkomatów INPOST, a ja, jak ostatni debil, wymyśliłem sobie właśnie taką formę przesyłki. No zbaraniałem! Ale przecież na WASZEJ piiiip stronie, jest informacja, że w ten sposób wysyłacie! No tak, ale to nikt nie zaktualizował i ogólnie to błąd, więc proponują, że wyślą mi poleconym, jak dopłacę za przesyłkę.
W tym momencie paranoja w jaką wpędzał mnie sportowymarket.pl przekroczyła wszelkie granice ludzkiej wytrzymałości. Powiedziałem więc grzecznie i kulturalnie, że piiip mnie to, w jaki sposób przesyłka trafi w moje ręce, ale ma być cała, nienaruszona  i dokładnie taka jak chcę, do piątku u mnie w domu, a jeśli nie starczy im kasy, to niech do piiip dopłacą z własnej kieszeni a ogólnie to nie chce mi się z nimi gadać. Rozłączyłem się.
Pomimo zapewnień, że paczka zostanie natychmiast wysłana, wysyłkę odnotowano dopiero we wtorek listem poleconym zwykłym.
Jestem pod głębokim wrażeniem obsługi i poważania jakim otacza się w tej firmie klienta. Tym bardziej mi z tym źle że to firma z mojego miasta. Ale widać są markety nie dla idiotów i markety dla idiotów. Przyrzekam sobie, że jakakolwiek nie byłaby atrakcyjna ich oferta, w przyszłości więcej idiotą nie będę!