czwartek, 29 sierpnia 2013

Tatarzyn z Sokołowa czyli pozew dla blogera

Poniższy filmik wrzucony przez prowadzącego video bloga "Kocham Gotować" wywołał w ostatnich dniach burzę w sieci.



Bynajmniej nie chodzi tu o treść filmiku i oburzenie konsumentów. Nic z tych rzeczy.
Producent wyrobów po prostu nakazał sądownie usunąć z sieci nagranie oraz w dodatku wytoczył autorowi proces żądając 150 tysięcy odszkodowania za utratę dobrego imienia.
Test prezentowany w internecie prawdopodobnie nie zainteresowałby wielkiego grona odbiorców, ot jeszcze jeden post pomijany wśród tysięcy i milionów innych w internecie. Jednak reakcja firmy Sokołów S.A. okazała się iskrą zapalną, rozdmuchującą aferę do tego stopnia, że wydane wpis Zarządu firmy na ich stronie na FB dorobił się dość szybko ponad 6,5 tysiąca nieprzychylnych w większości komentarzy a memy z hasłami o tatarze z Sokołowa krążą w sieci coraz szybciej i skuteczniej. Antyreklamę Sokołów S.A., za radą swoich prawników, którym płaci pewnie niezłe wynagrodzenia, otrzymał już zupełnie za darmo.
Z drugiej strony  - może najwyższy czas, żeby producenci żywności przestali trzymać się zasady, że człowiek nie świnia i wszystko zje, a zaczęli zwracać uwagę na jakość swoich produktów. Wcale nie musimy szukać tego typu testów w sieci. Wystarczy kupić odrobinę wędliny, która nie dość, że jest bezsmakowa to jeszcze po jednym dniu w lodówce przestaje nadawać się do spożycia.
Rzeczą oczywistą jest więc to, że mielone mięso, które będzie leżało w lodówce marketu przez tydzień czy dwa, a wcześniej musi znieść drogę dostawy od producenta przez czort wie ile miejsc, będzie nafaszerowane różnymi substancjami chemicznymi w stopniu umożliwiającym powstanie sztucznej inteligencji. Jeżeli kupujemy taki produkt, wierząc, że jest to świeżutkie i czyściutkie mięso, to albo oszukujemy sami siebie albo jesteśmy najbardziej naiwnymi frajerami na świecie.
Dlatego Sokołów S.A. powinien poinformować swoich konsumentów że zawartość tatara jest jak najbardziej dopuszczona do spożycia i owszem, może i w 100%  chemiczna, ale świecić się po tym nie będziemy oraz zabrać się do poprawy procesów technologicznych aby to było na przykład tylko 50%. Ostatecznie jak widać na załączonym obrazku  - jak coś już trafi do sieci, nie ma takiej możliwości żeby nagle zniknęło.
Może jednak  - jeśli w dodatku przegrają proces  - inne firmy karmiące nas sztucznymi barwnikami i wyrobami mięsopodobnymi zaczną się zastanawiać. Najskuteczniejsze oczywiście byłoby, gdyby konsumenci, czyli my, przestali kupować takie produkty.  







wtorek, 27 sierpnia 2013

Pogrzeb na Vacie

Budżet naszego państwa jest w okropnym stanie. Wskazuje na to nie tylko "zmiana ustawy o zmianie ustawy o zmianie niektórych ustaw" dotycząca nowelizacji ustawy budżetowej na 2013 rok, ale również cięcia, jakie rząd nam funduje, wszędzie gdzie się da. Za wyjątkiem oczywiście wydatków na działanie rządu. No, ale te są przecież oczywiste - premier i premierowa nie mogą przecież paradować w ubraniach z Wólczanki - Armani i Prada to przecież standard europejski! Poza tym przecież córka premiera prowadzi bloga o modzie - i wie dobrze co jest trendy! A noblesse oblige!
Żeby mieć na wydatki naszego rządu, właśnie wprowadza się interpretację ustawy o VAT, według której podatkiem tym mają być objęte daniny pobierane przez Kościół z racji świadczenia przez księdza usługi pogrzebu.  Interpretacja łódzkiej Izby Skarbowej jest pewniejak najbardziej merytoryczna i właściwa  - biorąc pod uwagę dość nieokreślone zapisy ustawy o VAT, jednak wywołuje we mnie pewien niesmak. Chociażby dlatego, że obciążenie podatkiem VAT opłaty za tą "usługę" spowoduje, jak to zawsze jest w przypadku tego podatku, przeniesienie ciężaru zapłaty podatku na usługobiorcę - w tym wypadku rodzinę zmarłego.
Nie będzie to, jak zacierają rączki w uciesze antyklerykałowie - opodatkowanie kleru od ich chciwości - ale jeszcze jeden kopniak w zwykłych obywateli. Dodajmy też, że znajdujących się w i tak fatalnej sytuacji po śmierci bliskiej osoby.
Może więc dojść do tego, że rodziny normalnego Kowalskiego, któremu zdarzy się opuścić ten padół łez, nie będzie po prostu stać na taki wyraz troski o jego doczesne szczątki. Co za tym idzie, najtaniej wyjdzie kremacja i postawienie biedaka na szafie, w nadziei na nadejście lepszej koniunktury, kiedy będzie można go pochować. Szczególnie, że obcięto nawet zasiłek pogrzebowy, który starcza obecnie w najlepszych układach jedynie na pokrycie połowy kosztów skromnego pogrzebu.
Jeszcze raz okazuje się, że nasze państwo nie jest dla obywatela - jest dla samego siebie - a obywatel jest jedynie dojną krową, która ma zapewnić temu państwu dostatnie i wygodne życie. Dlatego też, zamiast zmieniać system podatkowy i szukać oszczędności, minister Rostowski i jego ekipa wysysa z obywateli pieniądze do ostatniego grosza za życia a nawet jak teraz po śmierci.
Jak to kiedyś ktoś powiedział,  są dwie rzeczy w życiu człowieka nieuniknione - śmierć i podatki. Z czego jak się okazuje w polskiej rzeczywistości, podatki są o wiele bardziej nieuniknione i ściągane z nas również po śmierci.
Z niecierpliwością czekam na dalsze pomysły urzędników skarbówki. Podpowiadam, że należałoby iść w stronę wprowadzania podatku na przykład od zużytego przez obywatela tlenu - można by na przykład wprowadzić osobiste liczniki zużytego powietrza i to zużycie z kolei, opodatkować podatkiem akcyzowym. Ostatecznie według interpretacji skarbówki może okazać się, że tlen jest towarem luksusowym!

 
  

niedziela, 25 sierpnia 2013

Dożynki dworskie w Muzeum Wsi Lubelskiej

Wsi spokojna, wsi wesoła, który głos twej chwale zdoła? A dziś i ja się przychylam do opinii mistrza Jana. Sam pamiętam jeszcze żniwa oranie pługiem konnym. siewy, żniwa i przejażdżki wozem na targ. Chciałbym, żeby moje dzieci wiedziały że mleko nie bierze się z supermarketu i przynajmniej odrobinę mogły zobaczyć świata, który mija bezpowrotnie.
W środku miasta, oderwany od rzeczywistości, jest sobie kawałek wsi. I nie tylko zakonserwowany impregnatem stoi niczym martwy obelisk minionych czasów, ale czasem ożywa, otwiera bramę do minionych lat i pozwala na podróżnikom na oglądanie tego czego już nawet nasi ojcowie nie pamiętają. Warto.
Było bardzo kolorowo, ale ja widziałem to bardziej na czarno - białych fotografiach, takich  jak zdjęcie mojej babci z lat trzydziestych XX wieku - dwudziestoletniej dziewczyny z grubym warkoczem.















  

piątek, 23 sierpnia 2013

Powaga wymiaru sprawiedliwości

Wchodząc do Sądu obywatel mimo woli przybiera wygląd lichy, durnowaty i czapkę z głowy ściąga z szacunkiem, aby przypadkiem nie zbezcześcić świątyni Temidy i nie ściągnąć na siebie gniewu tejże niewidomej boginii. Tutaj, cytując jedną z moich ulubionych książek, "w większości wypadków znika wszelka logika, a zwycięża §, dusi §, bałwani §, parska §, śmieje się §, grozi §  i nie przepuszcza nikomu".
Już w wejściu przeszukiwany i prześwietlany przez groźnych pretorian, pełniących straż przy detektorach, obywatel narażony jest na opróżnianie kieszeni z drobnych i kluczy, zdejmowanie pasków a czasem, jeśli owi strażnicy mają poczucie humoru i ustawią dyskryminację detektora odpowiednio, nawet butów. Potem przemyka chyłkiem przy ścianie korytarza, spoglądając nieśmiało na Osoby w togach o różnokolorowych oblamowaniach. Aż w końcu staje przed obliczem Wysokiego Sądu kompletnie zagubiony i z przerażeniem spogląda na Majestat i Powagę Urzędu i Osoby. 
Tymczasem, jeśli się przyjrzeć nieco uważnie, nie wszystko wygląda tak poważnie. Codziennie z pewnym rozbawieniem obserwuję takie oto sceny:





Nie, Drogi Czytelniku - to nie jest bagaż naszych miłych sąsiadów zza Buga, którzy przyjechali aby sprzedać nam swoje przepyszne czekoladki na pobliskim bazarze, ani nawet nie bagaż studentów, którzy sprowadzają się właśnie na stancję do mieszkania piętro wyżej.
To jest służbowa poczta Sądu. Poczta zawierająca dane o powodach i pozwanych oraz tysiące innych superważnych spraw sądowych. Codziennie całe wózki - identyczne jak w hipermarketach (czyżby Sąd "pożyczał" z Biedronki albo Tesco?) - kopert, paczuszek i ekologicznych toreb pełnych dokumentów, są wynoszone z budynku Sądu do samochodu, którym z kolei są dostarczane do innych Sądów lub innych instytucji.
Dlaczego mnie to tak bawi? A no dlatego, że wspomniane, ściśle tajne, dokumenty są wynoszone w taki sposób z budynku SĄDU, walają się na bruku i szczerze powiedziawszy, ma się to nijak zarówno do powagi INSTYTUCJI, jak i bezpieczeństwa informacji. Jeszcze zabawniejsze jest to, że budynek będący siedzibą Sądu, posiada wjazd na parking podziemny, gdzie owe dokumenty mogłyby trafiać bezpośrednio do samochodu, bez konieczności robienia, dla znudzonych pracowników okolicznych firm, podobnego widowiska. Ale pewnie nikt nie pomyślał. Ciekawe, czy w jesienne słoty i zimowe mrozy, ekspedycja dokumentacji będzie odbywała się w ten sam sposób? Ostatecznie Temida jest ślepa, więc pewnie nie zauważy błota na aktach lub przemoczonych dokumentów. W każdym razie pomysłu gratuluję!

czwartek, 22 sierpnia 2013

Monopol na przemoc czyli ogniem i mieczem wersja 2013

Po kolejnej rozróbie, tym razem z udziałem meksykańskich tambylców, nasi politycy z lewa i prawa prześcigają się w potępianiu kiboli i pomysłach na "zero tolerancji". Wczoraj minister spraw wewnętrznych pan Sienkiewicz stwierdził, że monopol na przemoc ma państwo a ex-minister Ziobro domaga się zaostrzenia kar i korzystania z sądów 24 godzinnych.  Wszyscy ubolewają nad tym że sądy wydają wyroki w zawieszeniu, policja boi się interweniować, żeby nie prowokować kiboli a w wypadku nie daj Boże, interwencji, nie uczynić krzywdy chuliganom, bo to wiąże się z długotrwałym dochodzeniem i kłopotami w pracy.



Szkoda tylko, że nasi politycy zajmują się problemem pseudo-kibiców jedynie wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia ze względu na reperkusje międzynarodowe lub opinię publiczną a zwykle wykorzystują ich do rozgrywania swoich własnych gier i uznają za przydatnych sojuszników. To kompletna paranoja. Rozmowy i negocjacje z kibolami, sankcjonują ich obecność w społeczeństwie, dają im poczucie własnej siły i bezkarności. Nasi włodarze więc jedynie zbierają to co sami zasiali.
Tym bardziej śmieszą wypowiedzi ministrów  - szczególnie szlachetnego potomka autora Ogniem i mieczem, który przypisuje państwu monopol na przemoc i solennie obiecuje wyplenić zło z korzeniami. Wymachiwanie szabelką widać wyniósł z lektury dzieł Przodka. Wówczas jednak kniaź Jarema mógł palić i wyrzynać całe wsie, aby bunt uspokoić. Dziś brak kniaziów a monopol na przemoc mają kibole, mający w głębokim poważaniu władzę, policję i ministerstwo.
Tak naprawdę kolejne tego typu zdarzenia pokazują monopol państwa na niemoc. Brak możliwości skutecznej walki z przestępczością, to jeszcze jedna kropla w morzu nieudolności III RP. A reszta obywateli? Boi się reagować na objawy przemocy na ulicy, czuje się zastraszana na własnych osiedlach
i zaczyna zastanawiać, po co do cholery płaci się podatki, skoro państwo nie jest w stanie zapewnić im nawet tego minimum, jakim jest poczucie bezpieczeństwa we własnym domu. 

sobota, 10 sierpnia 2013

Wakacje ze wspomnieniami

Wcale nie trzeba jeździć daleko. Wystarczy tylko wychylić nos za próg własnego domu. Tuż za granicami miasta są jeszcze miejsca, w których nie ma zasięgu komórki, nie dociera sygnał internetu a nocą wszystkie koty są czarne. I wszystkie te wspomnienia - bezcenne.