niedziela, 11 maja 2014

Gender bender po europejsku.

Normalnie się wsiokom z Polski we łbach poprzewracało. Przaśnie i seksistowsko pokazują, że kobieta musi mieć biust i ogólnie w Polsce jest niewolnicą erotyczną! Ta maselnica to przecież zbrodnicza aluzja do sami wiecie czego! No w każdym razie, na pewno do niewolniczej pracy, do jakiej zmuszane są Polki od wieków przez, brzydkich i obleśnych a na dodatek brudnych i brodatych Polaków.

Mało tego. Obecnie insynuują, że obywatelom Europy to się podoba! Podobno gdyby liczono na Eurowizji tylko głosy publiczności, polska przyśpiewka ludowa zajęłaby znacznie wyższe miejsce. Na szczęście jurorzy zawodowi nie dali się polaczkom omamić! Żadnych takich!
Europa jest i będzie tolerancyjna, aż do bólu i poprawna, szczególnie erotycznie. W chwili kiedy okazuje się że cała Unia Europejska jest jedynie wspólnotą luźno połączonych, realizujących swoje własne partykularne interesy organizmów,  nie potrafiącą jednoznacznie i stanowczo przeciwstawiać się takim problemom jak aneksja niepodległego państwa tuż u jej granic, Europa musi okazać swoją jedność. Właśnie w sztuce i piosence. To właśnie artyści na Eurowizji pokazują właściwy kierunek w jakim powinno się iść. I żadne Polskie seksistowskie występy tego nie zmienią. Poza tym co to za pomysł, żeby tekst piosenki był o tym że kobieta ma być kobieca i wie jak swojej kobiecości używać. Teksty poprawne ideologicznie są o równości, braterstwie  i  odrzucenia zniewolenia własną płcią lub kulturowym jej umiejscowieniem w społeczeństwie. A nie tam o dupie Maryni (sic!)

A poważniej. Oglądając Eurowizję miałem wrażenie, że wszystko to jest bardzo plastikowe, sztuczne. I każda kolejna piosenka utwierdzała mnie w tym przekonaniu. Może nie jestem specjalistą, ale w większości wokalnie i muzykalnie występy były na poziomie kompletnie amatorskim, na zasadzie zespołów grających w garażu lub na akademiach szkolnych i na tym tle Polski "numer" rzeczywiście nie wypadał najgorzej. Widziałem znacznie gorsze. I wcale nie dziwię się, że wygał/wygrała/wygrało (*niepotrzebne skreślić) Conchita Kiełbasa. Co prawda widok faceta przebranego w suknię i umalowanego, a na dodatek z zarostem, jest mi wstrętny, nie mogę odmówić tej istocie całkiem znośnego głosu i zdolności. I nawet prawie rozumiem, że zamiast ciężko pracować na sławę swoim głosem i talentem, łatwiej jest zapuścić brodę i ubrać się w kieckę. Rzecz chyba jednak w czym innym. Póki uznajemy aberracje za margines społeczeństwa i "tolerujemy" odmienność, nie jest to nic groźnego. To wyraz humanitaryzmu, ludzkiej empatii i cywilizacyjnego zaawansowania. Jeśli jednak aberracja staje się normą i zachowaniem pożądanym przez społeczeństwo, natomiast zachowania naturalne stają się czymś nienormalnym, staje się to groźne i prowadzi wprost do zagłady tego społeczeństwa. Tolerancja nie polega na zmuszaniu większości do przyjmowania poglądów tolerowanej mniejszości, a na pozwalaniu mniejszości na istnienie bez konieczności życia w strachu przed większością. Tyle, że do bólu poprawne politycznie instytucje Europy, nie mają o tym pojęcia. Ja osobiście wolałbym, żeby wygrał ten konkurs Thomas Neuwirth z Austrii, niż Conchita Wurst. Przynajmniej uniknąłbym konieczności odpowiadania dziecku na pytania w rodzaju "dlaczego ta pani ma brodę" i "co to jest drag queen". I nie byłoby wątpliwości, że chłopak zasługiwał na nagrodę własnym głosem, a nie poprawnością europejską jurorów.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz