sobota, 1 grudnia 2012

Lublin Airport - dzień otwarty lotniska w Świdniku

Oczywiście wybrałem się na dzień otwarty lotniska w Świdniku. Zabrałem nawet najmłodszą latorośl. Pozostała część rodziny nie była zainteresowana. A chyba było warto - przy tych cenach biletów, kto wie kiedy następnym razem zobaczymy terminal od środka. :) Nawet parking znalazł się prawie przed wejściem.

Niektórzy pielgrzymowali z różnych stron województwa autobusami w koszmarnym ścisku, poniżej wycieczka z Chełma :)


Liczba zwiedzających była dość pokaźna, co powodowało tłok przed wejściem jak za dawnych czasów kiedy mieli rzucić akurat kiełbasę zwyczajną do mięsnego za rogiem. Atmosfera zresztą też była podobna.



Jak już do środka się człowiek dostał nie było lepiej - setki rodaków przewalały się z lewa na prawo.



Zainteresowanie męskiej części było kompletnie zrozumiałe... 


.... zaś przedmiot pożądania wszystkich łącznie ze staruszkami i małolatami, stanowiły darmowe bilety lotnicze, które można było wygrać w loterii. 


Co bardziej zdesperowane i żądne sławy oraz wojaży zagranicznych uczestniczki wrzucały ostatnie kupony tuż przed losowaniem...


 .... przeprowadzanym przez etatową "sierotkę". 


Odpuściwszy sobie występy artystyczne, można było zwiedzić halę przylotów.


a na płycie lotniska, niestety bez samolotów, na które chyba większość liczyła, pooglądać sprzęt konieczny do obsługi lotniska.






 Hala odlotów pachnąca nowością z miejscem do rypania w gałę - ciekawe kogo się spodziewają - premiera? 


Kącik małego pasażera też chyba nie był otwarty, w każdym razie ja nie ryzykowałem. 

Za to po raz pierwszy w życiu widziałem tak miłych i uśmiechniętych celników. Nie mówiąc już o aparycji  - znacznie lepszej od np. niemieckich czy angielskich kolegów. Oby tak im zostało w dalszych dniach pracy na lotnisku. 


Wychodząc nie oparłem się pokusie strzelenia fotki pociągowi, który ma dowozić nas do terminala. Niestety dziś nieruchomemu i zamkniętemu na głucho. 



Ogólnie można powiedzieć, że zaliczyliśmy wydarzenie. Co prawda przez te lata, w wyobraźni Port Lotniczy Świdnik urósł do wymiarów prawie Okęcia, a okazał się nieco ...hmm... mniejszy -  ale co tam, grunt, że w końcu wybudowali, nie będzie trzeba jechać do Warszawy czy Rzeszowa jak przyjdzie potrzeba.  
Z drugiej strony. Ludzi jechało tyle, że korek w drodze powrotnej obserwowałem prawie do S17. Ciekawość... pierwszy stopień do wycieczki. 

2 komentarze:

  1. Arturo, drobna korekta. To nie celnicy lecz pogranicznicy.
    Poza tym super. Jak bym tam był - i to bez odpustowego ścisku!
    Dzięki za relację!

    OdpowiedzUsuń
  2. :D no tak wychodzi, moja nieznajomość umundurowania. Dziękuję za korektę :)

    OdpowiedzUsuń