piątek, 9 listopada 2012

USAF w Łasku czyli aktywacja pododdziału

Wiadomością dnia jest aktywacja (cokolwiek to oznacza) pododdziału sił powietrznych USA w Łasku. Wypowiadają się miejscowi i nie tylko, jakim to dobrodziejstwem dla całej RP, będzie stacjonowanie wojsk naszego sojusznika. Już się mówi o budowaniu nowych osiedli, rozwoju handlu i infrastruktury, w tym drogowej. Racja! Taka Route 66 w sumie by się przydała np. z Berlina do Łaska, chociaż wolałbym, żeby zbudowali ją aż do mojego Bździszewa. Nie wspominam nawet o dodatkowym zarobku dla okolicznych "mewek" oraz zawiązywaniu i podtrzymywaniu bardziej ścisłych kontaktów międzynarodowych na zasadzie Polak, Jankes dwa bratanki. I nie byłoby w tym nic niestosownego  - nawet jeśli nasze władze cytują Armstronga (nie nie Wielkiego Sachmo - tego astronautę -  Neila), że jest to mały krok dla armii ale wielki dla stosunków między USA a Polską.

Ale  mimo wszystko sytuacja i puszenie się na wielkie wydarzenie międzynarodowe, nieco śmieszy.
Po pierwsze stacjonujących tu żołnierzy będzie może w sumie z dziesięciu. Są po to, żeby zajmować się logistyką dla mających tu ćwiczyć raz na jakiś czas innych żołnierzy, którzy pojawią się na kilka dni i równie szybko znikną. Więc nie ma tu mowy o jakiejkolwiek infrastrukturze, rozwoju handlu i usług czy budowach autostrad. Zresztą wątpię, żeby US Army było zainteresowane cywilizowaniem wschodnioeuropejskiego kraju, o którym większość Amerykanów nie wie nic albo niewiele. No, może słyszeli jakieś polish-jokes. Ponieważ współdziałamy z ich wojskami w Afganistanie i gdzieś tam jeszcze, więc dobrze, żeby się trochę zintegrowali i razem poćwiczyli  - poligony mamy całkiem, całkiem.
Po drugie, czyżby to był taki temat zastępczy wobec obiecanej Polsce tarczy antyrakietowej? Z której rzeczywiście moglibyśmy czerpać jakieś wymierne korzyści. Tyle że Wuj Iwan zmarszczył czoło, więc żeby niedźwiedzia nie drażnić, Jankesi obchodzą jak mogą swoje obietnice.
Po trzecie w końcu mieliśmy już u nas całe dywizje Armii Czerwonej, siedzące po lasach w specjalnie pobudowanych miasteczkach i niewiele z tego mieliśmy, za wyjątkiem ruin, które po nich zostały. Co prawda tych akurat nikt nie zapraszał - sami wleźli nieproszeni a nawet niemile widziami. I może niewielu z naszych ministrów pamięta, z jaką obopólną radością rozstawaliśmy się z tymi "gośćmi" A przy okazji jakie interesy można było robić przy bocznicach kolejowych, kupując na pniu wszystko co tylko mieli począwszy od sortów mundurowych a na wiadrze amunicji do kałacha kończąc.

Więc pytam nieśmiało, po co znowu zapraszamy kolejnego sojusznika? Nie żebym miał coś przeciwko Jankesom, ale tak sobie myślę, że moglibyśmy się tak samo kochać jak oni by zostali w USA a my Polsce. Wystarczy nam, że mieliśmy więzienia CIA gdzieś na Mazurach czy w  innym uroczym zakątku a nasi żołnierze ramię w ramię z US Army ponoszą straty na frontach XXI wieku. A nas cywili, wizy nadal obowiązują, kiedy mamy ochotę wybrać się z odwiedzinami do naszych sojuszników i raczej nie mamy co liczyć, że USA poświęcą swoje układy z Rosją na rzecz bardzo mu oddanego, aczkolwiek mało znaczącego sojusznika w .... eee.. jak ten kraj się nazywał ?
No ale co tam! W szafie wisi mi jeszcze bluza mundurowa USAF, tylko odpruję nazwisko i przyszyję moje, będę się mógł wmieszać w tłum sojuszniczych wojsk, a może i na jakiś raut na krzywy ryj załapię. Ostatecznie mówię po ichniemu nawet  - tylko ten cholerny pustynny kamuflaż...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz