Co mi się tak nagle przypomniało? Ano jakoś tak ostatnio zwiedzam szpitale. Na zasadzie "nie chcem, ale muszem". W zeszłym tygodniu miałem okazję udać się do Szpitala Dziecięcego im.. mniejsza o to. Starsza pociecha bowiem, jak to nastolatka przeżywa zbyt mocne kłopoty sercowe, czy jakoś tak więc lekarka przy rutynowym badaniu skierowała ją na EKG i odesłała w trybie pilnym do szpitala. Jak wiadomo rodzic w przypadku jeśli jego dziecko choruje, jest stworzeniem dość nadpobudliwym i drażliwym. W każdym razie skłonnym do agresji i niecierpliwym. A tu po zapisaniu zgłoszenia w rejestracji na Izbie Przyjęć usadzono nas na korytarzu (szczęściem ogrzewanym) i nakazano czekać na konsultację kardiologiczną. Logicznie rzecz biorąc lekarz dyżurujący powinien taką konsultację przeprowadzić w góra 15 - 20 minut, zakładając że jest OGROMNY ruch na izbie - w 40 minut do godziny - mając EKG, pacjenta, wywiad i wkurzonego ojca pacjenta przed sobą. Tymczasem czekaliśmy około trzech godzin a po upływie tego czasu zostaliśmy poproszeni do gabinetu pani doktor w przychodni dwa piętra wyżej, gdzie oczekiwała kolejka nieszczęśników zarejestrowanych już z puli normalnych przyjęć na numerki. Nie jestem specjalistą - ale gdyby ktoś mając poważniejszy problem z sercem tak sobie poczekał, mógłby kopnąć w kalendarz jak nic. Żeby nie było, że to taki przypadek jedyny - na konsultację specjalisty ostatnio oczekiwałem (oczywiście z pomocą NFZ) około 5 miesięcy. I nie jest to przypadek odosobniony. W przychodni osiedlowej, żeby się zarejestrować na wizytę u lekarza, dla zmyły nazwanego lekarzem "pierwszego kontaktu", należy wstać o 5 nad ranem i ustawić się w kolejeczkę przed przychodnią a i tak nie ma pewności, że się człowieku dostaniesz. Oczywiście można sobie zarejestrować się z wyprzedzeniem ale do cholery, skąd mam wiedzieć że akurat za pół roku będę miał grypę i dostanę zapalenia płuc? Więc z gorączką około 40 stopni muszę tak czy siak wstać o 5 nad ranem i swoje odstać na deszczu lub mrozie. Paranoja! I za co tu płacić taką kasę? Jeśli wykupiłbym prywatne usługi medyczne za połowę tej ceny rocznie, lekarz dzwoniłby do mnie codziennie z pytaniem czy dobrze się czuję. A tak? Lekarze pracują na 5 etatów, sprzęt w większości jest dość wiekowy i zawodny, kasy na utrzymanie szpitala brak co widać, słychać i niestety też czuć. No i lepiej żebyś pacjencie znał kogoś, kto zna kogoś, inaczej można leżeć długo i bezowocnie. Nie uogólniam, znam doskonałych lekarzy, którzy mają prawdziwe powołanie do tego co robią i robią to świetnie. Jak wszędzie - są jednak wyjątki.
Na szczęście karmi się nas serialami w rodzaju "Na dobre i na złe", czy najnowsza produkcja "Lekarze", gdzie w szpitalach są sami oddani sprawie specjaliści i najnowszej generacji sprzęt a pacjenci z wdzięcznością patrzą na bohaterów ratujących świat przed zagładą za pomocą wszelakich chorób. To już wolę House'a nawet jeśli już tylko odgrzewane powtórki. A Paweł Małaszyński, moim skromnym zdaniem lepiej wypada biegając w mundurze za "terrorystami" w Afganistanie, niż ze skalpelem w ręku.
Arturro, szybko stajesz się moim ulubionym publicystą :)
OdpowiedzUsuńI ot, spłoniłem się, niczym dzięcielina co to panieńskim rumieńcem sobie pałała. A tak serio: a bo mnie wkurzają niektóre rzeczy w kraju, według statystyk, mlekiem i miodem płynącym
OdpowiedzUsuń